środa, 27 marca 2013

Pechowiec (Miriam)

     Prawo jazdy oczywiście oblałam. Było idealnie, na prawdę idealnie. Łuk zrobiłam doskonale, nawet nie robiłam żadnej korekty, wszystko pokazałam prawidłowo pod maską, wszystkie światła znałam, startowanie pod górkę z ręcznego też wspaniale, auto nie osunęło się w dół ani o milimetr.
    Szybciutko wyjechaliśmy na miasto. Odliczyłam sobie 20 minut. Wszystko robiłam poprawnie, redukcja, kierunkowskazy, zmiana pasa, parkowanie, zawracanie, itd.
     Już wracaliśmy do ośrodka, było skrzyżowanie, stałam jako druga, po prawej jechały auta, kiedy kierowca przede mną wystartował, jechał samochód po prawej z pierwszeństwem ale bardzo daleko, byłam pewna że zdążę, niestety przyspieszył sobie, kretyn, egzaminator wystraszył się, że w nas przywali i nacisnął hamulec, przerywając mój egzamin.
     Powiedział, że wielka szkoda i że jest mu mnie żal, bo jeżdżę na prawdę doskonale i zasługuję na to, by zdać. Mówił, że dałby mi jechać dalej ale w samochodzie niestety są kamery, które zarejestrowały sytuację, więc potem facet miałby przechlapane. Powiedział, że następnym razem zdam na pewno, bo jestem w stanie tylko bym się nie spieszyła na skrzyżowaniach, życzył mi szczęścia i powiedział raz jeszcze, że bardzo mu mnie szkoda.
     Kolejny egzamin za miesiąc, 22go kwietnia. Nienawidzę takich sytuacji, kiedy już prawie jestem u szczytu góry i nagle spada na mnie głaz i staczam się na dół razem z nim. Tak blisko, tak blisko, już prawie... I nagle wszystko się pieprzy. Ja od tego skrzyżowania widziałam już nasz ośrodek! Miałam nie całe pół kilometra, by zatrzymać się i usłyszeć, że zdałam.


     Czyż nie jestem pieprzonym pechowcem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz