piątek, 31 maja 2013

Fuck off. (Miriam)

     Piszę notkę specjalnie, żeby stanąć po stronie Kaly i ją wesprzeć! Po jej poście od razu pojawili się hejterzy. Ślepi jesteście, nie dociera do Was jak egoistyczni, chciwi jesteście. I fałszywi! Jesteście tak fałszywi, że aż ocieka fałszywością!
     Żal mi Was. Żal mi was. O. Bo wy nie zasługujecie na dużą literę. Świat schodzi na psy a z nim wy! Świat topi się w kłamstwie, egoizmie, chytrości i chciwości, wy tylko bierzecie, żądacie i wyzyskujecie od Kaly, nigdy nawet nie dziękując za to jak ona się poświęca.
     Żadnego ale. Nie bronię jej, bo chcę się podlizać. Po pierwsze, jestem zawsze murem za nią, bo kocham ją jak siostrę, po drugie, jest zbyt delikatną i wrażliwą osobą, której ranić nie macie prawa, i po trzecie, ona ma rację.

     Odpierdolcie się od niej.

Dlaczego tacy ludzie muszą żyć na tym świecie? (Kaly)

     Nietolerancja. Rasizm. Ten wpis poświęcę jednym z nielicznych pojęć, które oddają tą sytuację. Natchnęło mnie, więc to czynię, bo nie mogę znieść ludzi (i niech oni o tym wiedzą), którzy w ten sposób postępują. 
     Gardzę rasizmem. Gardzę brakiem tolerancji. Dlatego najlepiej jest żyć we własnym świecie, z dala od wszelkich trosk. I ludzie popadają w to, tworzą swój własny, odrębny, wyimaginowany świat, w którym mogą czuć się sobą, poczuć się wolni... Tak jest też ze mną. Wiele aspołecznych osób tak robi, nie twierdzę jednak, że ja jestem osobą aspołeczną. W małej mierze. Wychodzę z tego, kiedyś było gorzej. Nadal nie chcę wychodzić do ludzi, ukrywam się w domu, nie mam pojęcia co będzie, gdy będę musiała codziennie podróżować do Warszawy, boję się, że nie poradzę sobie w tym wielkim, REALNYM świecie. Złym świecie. 
     Ale nie o to chodzi, bo już odchodzę od tematu. Jak to powiedziała pewna osoba, z którą w pełni się zgadzam: "Za mało empatii." Dobrze, że ja mam SP, gdzie większość osób jest tolerancyjnych, gdzie mogę się zaszyć i z nimi porozmawiać, wyluzować się, zapomnieć o innych, gorszych ludziach. Ja wiem, że za ten wpis będę powodem do obgadywania, ale pomyślcie najpierw nad tym, co tu przeczytacie. Jaki w tym sens? Czy naprawdę chcecie żyć w świecie, który sami kreujecie, kierując się właśnie takimi czynnikami? Obracamy się wśród ludzi, którzy idąc naszym przykładem postępują podobnie. 

BE A VOICE, NOT AN ECHO.

     Cytat, który poruszył mną ostatnio. Jest taki prawdziwy. Spójrzcie na siebie. Każdy jest inny, nikt nie jest idealny. Jaki byłby idealny człowiek? To odrębna kwestia, według gustu każdego z nas. Bo dla każdego z nas słowo "ideał" oznacza coś innego, właśnie przez gust. Nigdy nie dogodzisz każdemu. Zachowujecie się podobnie, niemalże tak samo, a wytykacie to innym. Tak, sytuacja z dnia dzisiejszego, o której musiałam wspomnieć. Jak dobrze, że kończy się rok szkolny. Jak dobrze, że kończę z tym gimnazjum. Jak dobrze, że już niedługo odejdę od dwulicowych znajomych, znajdę sobie nowych, będę nową osobą. Bynajmniej taką mam nadzieję. Ale jedno się we mnie nie zmieni: Zawsze będę bazować na swoich starych zasadach, nie będę przejmowała się zdaniem innych wypowiedzianym przez negatywne emocje, zazdrość, będę przeć do przodu, szukając własnego szczęścia.
     Właśnie się zorientowałam, że dalece odbiegłam od sensu notki, który miałam tu zawrzeć, i bardzo to wszystko zagmatwałam. Może chociaż jutro się odstresuję, przy spotkaniu z Aniołem, który również należy do mojego świata. Świata, który sama sobie stworzyłam, baśniowego i nieznanego nikomu. Bo taka właśnie jestem. Lecz nie dziecinna. Absolutnie nie wolno kojarzyć sobie baśni, anime, mangi, fantastyki z dziecinnością. Bo to właśnie w nich jest sens...


środa, 29 maja 2013

ciekawa niedziela. (Miriam)

     Nie, kurwa, nie odejdziesz z naszego bloga, małpo! Rozumiesz? A w sukience wyglądasz bosko.
     W niedzielę był boski dzień. Przynajmniej do wieczora. Rano wspałam po 6:00, zrobiłam mamie śniadanko na dzień mamy i połozyłam na stole z karteczką, że wyszłam na moment. Obudziłam siostrę i poszłyśmy do kwiaciarni, kupiłyśmy mamie róże, cieszyła się bardzo.
     Po południu umówiłam się z kuzynką pod kościołem i pojechałyśmy do katowic. W tunelu przelewała piwo do mojej butelki po soku, kupa śmiechu! Ludzie cały czas chodzili a my na nich wyzywaliśmy. W pociągu duszno, kuzynka chciała zbić szybkę młoteczkiem, haha. Nigdy nie była w Katowicach więc ze mną oto straciła to dziewictwo.
     Miałyśmy iść do shisha baru, ale uznałyśmy, że jest zamknięty, więc poszłyśmy do Silesi, kupiłyśmy najpierw w H&M coś za 20 zł i przymierzyłyśmy to na dupska, oh jakie fajnie, obcisłe spódniczki. Potem się skapłyśmy, że to były bluzki bez ramiączek... Downem być.
     Potem poszłyśmy do innych sklepów, oglądałyśmy ciuchy, za głowe się chwytałyśmy, widząc ceny. Ale kupiłyśmy jeszcze kilka bluzek i spdenki. Potem pół godziny szukałyśmy WC, oczywiście punkt 18:00 musiałam zjeść jogurcik, więc poszłyśmy do spożywczaka, wydałyśmy całą kasę, ostatnie 10 zł poszło na piwo dla kuzynki i na kosmetyk w Rossmanie.
     Wyszłyśmy z Silesi i poszłyśmy na papierosa, kuzynka piła piwo, ja nie piję alkoholu.

- Chce Ci się znów do WC?
- No trochę.
- To musimy wrócić do Silesi....
- Nie ma mowy!
- ...bo tam na PKP są płatne.
- No i co.
- Ale Aśka, nas nawet na WC nie stać!
- O faktycznie, hahaha.


     Wróciłyśmy, potem pisałyśmy do znajomych kto by nam mógł sprawdzić pociąg powrotny, bo miałyśmy jechać po 20:00 ale wyrobiłyśmy się wcześniej i jeszcze byśmy wstąpiły do kuzynki. W końcu odpisała jej koleżanka, miałyśmy pociąg 17:52.
     Na PKP siedziałyśmy i karmiłyśmy gołębie. W międzyczasie zjadłam ten swój jogurcik a kuzynka, żebym nie była świnia i podzieliła się z gołębiami i im polała, hahaha. Idiotka!

- Palimy jeszcze?
- Tu są ludzie.
- No i chuj.

   Siedzimy dalej, gadamy jak to nas nogi bolą i że już chcemy być w Zawierciu. Nawet nas nie było stać na taksówkę, ah, trza było iść na nóżkach.

- Chyba se po drodze kupię chamburgera.
- Ale za co?!
- Łosz kuuuuurwa, hahaha.


     W pociągu nas zaczepiali jacyś kolesie i się śmiali, my też. Koleś obok miał w torbie piwko i sobie popijał, a my beka. Zajechałyśmy i biegiem do jej domu, po drodze mijała nas babka, która pierdła, a my z kuzynką takie oczy na siebie, O_O
     W jej domu zrobiła mi herbatkę i przymierzałyśmy ciuchy, potem poszłam do WC i słyszę pisk, wychodzę, a kuzynka pokazuje mi drobne, które jej wyleciały z kieszeni, krzyczy, że to 10 zł i że miałybyśmy na taxi. Znowu beka.
     Potem siedziałyśmy, papieros, papieros, dzwoniła do mojej mamy, czy tata po mnie podjedzie, bo jest deszcz a do domu szmat drogi z centrum na moje obrzeża, mama wkurzona, że wielce muszą po mnie ciągle jeździć, tylko że ja to ciągle wracam autobusem. Kuzynka się wkurzyła i wygarnęła to mamie, potem jakoś dowiedziała się babcia no i mamy wojnę w rodzinie, mamuśka kazała mi ograniczyć spotkania z kuzynką, bo podobno odkąd się z nią widuję, jestem krnąbrna, pyskata i egoistka, o. A dodatkowo M. pogroził mi że mnie zostawi, i że jestem hipokrytką. O, proszę!

Na szybko. (Kaly)

     Piszę, bo nie chcę zatrzymywać kolejki, Apo w tym czasie mogłaby już napisać milion wpisów, jak to robi przecież na photoblogu, gdzie wszystko jest chyba bardziej interesujące. Wciąż rozważam odejście z tego bloga, którego nie chce mi się już prowadzić, a sama Apo dowiaduje się o tym w ten sam sposób co Wy. 
     Na pierwszej pisaliśmy konkurs ortograficzny. Pierwszy raz w życiu (jeśli mnie pamięć nie zawodzi) przeszłam do powiatowego, jestem z siebie taka dumna. Chyba tylko trzem osobom z naszej szkoły się to udało. Na drugim wfie robiłam analizę wiersza, a Puśka ode mnie spisywała. Małpa. Złożyliśmy się na oddanie kasy p. Grot, bo wczoraj mieliśmy sobie drakę na lekcji, pierwszą taką od dawna. Nie będę przytaczać, bo nie wiadomo jakie osoby czytają tego bloga (if u know what i mean). Pozwoliła nam kończyć totemy, i jeszcze nam zostało tylko je pomalować i połączyć. I tak nam mile zleciały dwa polskie. Na fizyce mieliśmy sobie zastępstwo z panią od biologii, więc stwierdziliśmy, że się pouczymy do kartkówki, która miała być na kolejnej lekcji (właśnie z biologii, właśnie z tą nauczycielką), ale ja dzięki mojemu cudownemu chłopakowi wiedziałam prawie wszystko. <3 No i napisałam tą kartkówkę na 5, chociaż i bez pomocy Łukasza bym sobie poradziła. Jeszcze pomagałam Arturkowi, który w końcu dostał wyższą ocenę od mojej. ;_; Z chemii 5 za krzyżówkę, więc 4 na koniec powinna być, zależy jeszcze jak napisałam poprawę klasówki. A Pusia dała mi malutki słoiczek Nutelli. KOCHAM. Po powrocie do domu na godzinę zostałam sama z Leną. Oj, chyba za bardzo mi ufają w tym domu...
     W szkole dowiedziałam się, że przyszła już sukienka z allegro, więc szybciusio wróciłam do domu i ją ubrałam. W sumie to mogłam zamówić nawet S, wcisnęłabym się, bo M jest na mnie trochę za duża. Doda się pasek i będzie w porządku. Wisi sobie teraz na krześle przede mną, gdzie mogę ją w pełnej okazałości podziwiać i wspominać zachwyt Apo, gdy mnie w niej ujrzała (zdj.).
     Nie mogę przestać oglądać Death Note. To jest takie świetne, że po prostu... no nie mogę. Słyszałam o tym już dawno, ale jakoś nie byłam zbyt zainteresowana. Myślałam, że nic mnie już w życiu nie zadziwi, aż tu okazało się, że żaden film, żaden serial nie wpłynął na mnie tak bardzo jak właśnie to anime. Strach, podekscytowanie, ulga, i znowu strach, co się stanie. Jak do tej pory jest to najlepsze anime, z jakim miałam styczność. Oczywiście było ich mało na mojej liście, dopiero się za to zabieram. POLECAM! Ja już się uzależniłam. A Ryuk nadal mnie przeraża.

P.S. Obczajcie to! Karbowane Lay's! xD

sobota, 25 maja 2013

suicide? (Miriam.)



     Udaję radość, której we mnie nie ma, ukrywam smutek, żeby nie martwić tych, którzy mnie kochają i troszczą się o mnie. Niedawno myślałam o samobójstwie. Nocą, przed zaśnięciem, odbywam ze sobą długie rozmowy, staram się odegnać złe myśli, bo byłaby to niewdzięczność wobec wszystkich, ucieczka, jeszcze jedna tragedia na tym i tak już pełnym nieszczęść świecie.


     Ostatnio coraz częściej tracę nadzieję. Coraz więcej problemów się pojawia, coraz więcej bólu i smutku. Odkąd zaczęło się Liceum, wszystko runęło. Właściwie po moich wakacjach w Egipcie. Egipt od tej pory nazywałam matką swojej rozpaczy, wydawało mi się, że Egipt był takim... Tunelem, przejściem od szczęścia, jakie miałam w rozpacz i smutek. Potem przeszłam na Islam i było już tylko gorzej. Nie wiem sama, czy teraz Bóg kara mnie za to, że zmieniłam wiarę czy to może forma nagrody i testowania mnie za przyjęcie prawdziwej wiary. Już nic nie wiem, czy Islam był dobrym wyborem? Czy to życie w ogóle ma jakiś sens?
     Patrzę cały czas jak moje marzenia spełniają się każdemu dookoła. Każdy może mieć dziecko, kobiety zachodzą w ciążę, a ja? A ja jestem niepłodna i muszę się leczyć. Kto zechce kobietę, która nie da mężczyźnie dziecka?
     Każdy dookoła wszystko słyszy, ma piękne ciało i skórę a ja jestem prawie głucha, bo mam 80% ubytku słuchu, mam łuszczycę genetycznie, mam gronkowca w macicy, mam nos jak nie powiem kto i ogólnie wyglądam strasznie.
     Wszystko zaczęło wychodzić w tym roku, to chyba najgorszy rok w moim życiu, co jeszcze się okaże, może, że mam raka? Hahaha! Funny. Nie tylko choruję fizycznie ale i psychicznie, moje serce jest pokruszone na kawałki i złamane, wydwałoby się, że forever, bo oto jakiś czas temu, tydzień przed maturą zostawił mnie facet, jedyny, jakiego w życiu szczerze kochałam...
     Każdy dookoła jest szczęśliwy, a mnie szczęście nie było pisane, nie było mi pisane... Ja mam cierpieć, mnie ma boleć, cały czas.

piątek, 24 maja 2013

The arena of carnage and sin... (Kaly)



     Słowami wstępu: Nie chce mi się nic, dosłownie. Nawet pisać tych wpisów, o które mnie prosicie. Zastanawiam się, czy nie przestać. Tak, dokładnie. Dać sobie spokój z tym blogiem. Jakie były czasy jego świetności? Kilka dni od rozpoczęcia, później znowu się zepsuło. Miałyśmy pisać w miarę możliwości codziennie, a teraz nie piszemy czasami nawet co tydzień, bo po prostu nasze życie jest tak nudne, że nie mamy o czym. Nic-się-nie-dzieje.
     Lecąc dalej – idę według lekcji w szkole. Dwa polskie, na których wszyscy się obijaliśmy. Na drugim razem z Natalią pobiegłyśmy po kartony na dwór, zimno w kij! „Leci!” Natalia mistrz. <3 A co leciało to już raczej nieważne, haha. Przygotowania do robienia totemów czas zacząć. Na angielskim Kaly się zdenerwowała, bo miała dostać 5, a tu 4, którą trzeba poprawić. I jeszcze jako jedyna źle odpowiedziałam na jedno z pytań. Nie moja wina, że wszystko ze mnie wyparowało… Nie załamuję się, to tylko 8 błędów. Shit! No i na matematyce prezentacja, którą przegadałam sobie z Puśką. A innym pani zwracała uwagę. :3 No i na 5 pierwsza próba poloneza. Śmiechowo było, no nie powiem. Mój pierwszy taniec z Łukaszem, jeśli można to nazwać w ogóle tańcem. XD Zbulwersowany, mokry piesek. <3 CAŁA SFORA.
     Dziękuję Smolakowej za Heroes V, jak na razie jeszcze do końca się w tym nie połapałam, ale jestem na dobrej drodze. Wszystko przez tą grafikę 3D, nie jestem po prostu przyzwyczajona. Moja wybawczyni, wymiana Heroesami. <3 No i w ogóle nie spotkałam się z Apo, przeniosłyśmy to na inny (nieznany jeszcze) termin. Wszystko przez tą głupią pogodę, i po części jej mamę. Ale w końcu nam się uda. Uda, prawda? Jutro też trzeba jechać do szkoły, na Piknik Rodzinny. W deszcz, zawsze spoko. <okok> Tak mi się nie chce, a tak trzeba. :x
     „Kiedy bym nie wszedł to zawsze widzę Cię przy komputerze.” – nie ma to jak wyrobienie sobie takiego zdania u siostry chłopaka. Kaly no-life! + jeszcze „Gladiator” w TV, mój tata będzie zawiedziony, ale nagram mu.
     Uprzejmie oznajmiam, że mam najlepszego chłopaka na świecie, i nie oddam go za nic nikomu, bo ten pies jest tylko i wyłącznie mój. Forever together, huh?
Razem z suczką Natalią. x3 Love u, babe.

wtorek, 21 maja 2013

oh.. (Miriam)

     Nie ma o czym pisać, jest zimno, czas matur ustnych nadszedł, po jutrze mam Polski a prezentacja nie tknięta do nauki. W niedziele była komunia kuzynki, oczywiście dwie godziny musiałam stać w szpilkach w kościele, jak szłam do auta to kulałam! :D
   

     Bardzo mi się podoba ta sukienka, przypadła mi do gustu już miesiące temu w sklepie, zastanawiałam się nad kremową, ale była w większym rozmiarze i nie była taka obcisła jak czarna. Z rozmiaru 46 zjechałam na 36, ha! A nawet w 34 się wciskam! Ale przede mną studia, moja figura jest zagrożona, cóż, trudno, będę głodować, albo po prostu uznam, że pieprzę i wyjmę na wykładzie potajemnie jogurcik z torby i om nom nom.
     Msza była na 11.30 więc obiad musieliśmy zjeść poza domem, w tym lokalu. Czerwona lampka, niezdrowe żarcie, trzeba robić se kanapki. Oczywiście rosół i schab w panierce. FUJFUJFUJ. Ale przynajmniej banany dobre mieli.


Każdy się jara tym zdjęciem, że podobno sexy. Er...

piątek, 17 maja 2013

Dzień w Warszawie. (Kaly)

     Zastanawiałam się nad tym, czy by dziś nie pójść sobie do szkoły. Ale jako, że robiłam z chemii krzyżówkę w nocy, to jednak musiałam się poświęcić, chociaż i tak tylko na 3 lekcje. 
     Na polskim dowaliła kartkówkę, z której nic nie umiałam, i której nawet nie będę poprawiać. I tak wychodzi mi czwórka (i nie ma szans na mniejszą/większą ocenę), więc nawet nie ma co się starać więcej. Jeszcze dwie lekcje i zwinęłyśmy się z Natalią do Warszawy. Po drodze zagarnęłyśmy Łukasza, w dodatku jeszcze wzięłyśmy Siłuszka i pojechaliśmy. Nie radzę Wam jeździć z Siłuchem gdziekolwiek. Jego napady śmiechu są zaraźliwe, ale przynajmniej śmieszne. Nie powiem, ładnie w tej szkole, nie to co w Zajączku. Weszłam do sekretariatu, milusia paniusia grzecznie mnie przywitała i pożegnała jeszcze śpiewniejszym tonem, że aż wyszłam z pełnym uśmiechem na ustach. Myślę, że mi się tu spodoba. 
     Zostałyśmy z Natalią w Warszawie z zamiarem kupna dla niej okularów, chociaż w Złotych praktycznie nic nie było. Temperatura zdecydowanie była dziś za wysoka, nie dało się przeżyć. Takie wypady nie są dla mnie, oj nie. Później na Gocławek i chociaż mój autobus był już prawie na przystanku, to stwierdziłyśmy że pojedziemy sobie tym, który będzie za półtorej godziny. Jesteśmy taaakie leniwe. No comment. 
     Więcej nie jadę do Warszawy (bolą mnie stopy, kto chce mi zafundować masażyk?), chociaż i tak już mamy plany na następną wycieczkę. Parku Skaryszewski, PRZYBYWAMY! A jutro wraca tata, ale tylko na kilka godzin, bo razem z mamą wyjeżdżają znów do Niemiec w niedzielę rano.

KTO MI KUPI MISIA? TAKIEEEEGO DUŻEEEEEGO! 

Z nią. (Miriam)

     Wczoraj był jeden z najlepszych, kurde, dni w tym roku. Spotkałam się z kuzynką, która dziś ma urodziny, ale jedzie gdzieś ze swoim menem, więc ze mną spotkała się wczoraj. Miała zły humor a zawsze jak mamy złe humory to idziemy do lasu robić ognisko. Kazała mi po drodze kupić zmywacz, bo malowała paznokcie i coś powyjeżdżało.
     Poszłyśmy do lasu, wcześniej dostała ode mnie oczywiście prezencik, piwko, czekoladki i ramka z naszym zdjęciem, podobało jej się, wciskała mi piwo i czekoladkę na siłę ale niestety ja ani nie jem słodyczy, bo trzymam linię, jak to się mówi, ani nie piję alkoholu, bo zabrania mi religia (jestem muzułmanką, ale nie mam bomb, spokojnie.)
     Obgadałyśmy znowu cały świat, potem poszłyśmy wgłąb lasu, wzięłam swoje zeszyty z matmy na podpałkę więc powyrywałyśmy kartki i podpaliłyśmy, paliło się dobrze, potem przygasło, więc kuzynka pobiegała, poprzynosiła patyki i wrzuciła razem z liśćmi do "ogniska". Ale coś sie nie jarało, zgasło, więc jej mówię, że przecież mam ten zmywacz. Ona mówi, że to się nie zapali, bo nie ma alkoholu, a ja, oczywiście jak to ja, polałam całe "ognisko" zmywaczem i mówię, żeby teraz podpaliła. Przyłożyła ogień z zapalniczki i... BUM! :D Kupa śmiechu! Ale przynajmniej zaczęło się ładnie palić.
     Potem skończyło się piwo i trzeba było iść do sklepu, ale co z ogniskiem? Ah przecież tu wrócimy, niech się pali, tak, niech się pali ogień w lesie, co tam. Nie gasząc go, poszłyśmy, ale sklep był trochę daleko, więc uznałyśmy, że ogień sam zgaśnie a my zapieprzamy na łąkę robić nowe ognisko. W sklepie kupiłyśmy dwie gazety na podpałkę, dwa zmywacze do paznokci, piwo dla niej.
Poszłyśmy na łąki i powtórka. Znów patyczki, gazety, zmywacz i BUM. Paliło się, była godzina 21:00 więc prawie było cieplutko. Ale jak ogień zgasł, to znów było zimno i trzeba było się zebrac do domu. Kuzynka odporowadziła mnie na przystanek i pojechałam sobie do domku. A dzisiaj? Znów brak planów i znów cały dzień będę się nudzić.

czwartek, 16 maja 2013

Drugi miesiąc. (Kaly)

     Wczorajsza środa - najwspanialszy dzień w tym roku, zdecydowanie. Brak lekcji w szkole, a później cudowne pół dnia spędzone z Łukaszem, ot, taki prezencik na małą rocznicę. 
     Wycieczka do teatru w Otwocku całkiem udana, siedziałam sobie z Arturkiem, który przy wychodzeniu z autobusu robił mi masaż. "Łukasz będzie zazdrosny!" Nawet Natalia nie umie tak masować. Przy niej nic tylko się skręcać z bólu. Też Cię kocham. ^^ Spektakl trochę nudny, ciągle poprawiałam się na moim skrzypiącym, iście niewygodnym krześle, masakra. Mateuszowi też się nie podobał, wtajemniczeni wiedzą o co chodzi. Mati, nie ma się czym przejmować, naprawdę. Choć wiem, że planujesz zemstę. ;]
     Po teatrze powrót do domu, posprzątanie salonu, nadszedł czas na chwilowe zajęcie się siostrzenicą. I oczekiwanie na przyjazd Łukasza. Poszliśmy na plac, gdzie zajęliśmy się sobą (dziwnie brzmi, aj noł). Starty palec boli do teraz. Nieważne, nawet jeśli ma boleć, to chcę więcej takich dni. Nieoczekiwany telefon od Justyny, która zamiast zająć się własnymi sprawami, wtrąca się w moje. Namówiłam ich na siatkówkę, a sama nie grałam. Why? Głównie nie pasowało mi towarzystwo, cóż, a raczej jego część. Powrót do domu i dokończenie sprzątania, tym razem kuchni. Still miss ya. 
     A dziś... Śniło mi się coś miłego, ale sen ten niestety został przerwany wraz z pobudką mojej mamy w pół do 8. Pojechałyśmy do lekarza, gdzie nagle okazało się, że ze mną jest wszystko w porządku, choć ja w to nie wierzę. Te objawy nie mogą występować bez przyczyn, same z siebie. Wiem tylko, że trzeba kupić ciśnieniomierz i mierzyć sobie ciśnienie codziennie, w miarę możliwości. Jak ja nie cierpię osób, które uważają się za dorosłe, bo skończyły prawie 3 tygodnie temu 18 lat. "Trochę szacunku." Oczywiście, ale na szacunek trzeba sobie zasłużyć! A jest to osoba dwa lata ode mnie starsza, nawet nie całe. Jeśli to czytasz, kochanie, to ODDAWAJ PENDRIVE'A, w którego sprawie do ciebie napisałam, s...o (wstaw odpowiednie słowo)! Ciągle ta sama wymówka. "Justyna mi go pożyczyła, więc jej oddam." Ta, szkoda tylko, że pendrive jest mój, a ja Natalia musiała mi go oddać po dwóch, czy nawet jednym dniu. Still okay! Zdenerwowałam się i nie mam siły na kończenie wpisu, już mi się odechciało. Przez właśnie tą jedną osobę. Przez mnóstwo osób o takim samym myśleniu jak jej. 

- Taka mądra jestes? To zobaczymy jak będziesz tłumaczyc się 
- Wtedy pokażę jej naszą rozmowę. ;] 

Ach, i podobno uważam się za najmądrzejszą. Faaajnie wiedzieć, że ktoś kto zna mnie niemalże na wylot (i ci, którzy nie znają mnie w ogóle) mają o mnie takie zdanie. : ) Buziaczki rozsyłam, mam Was w dupie.

P.S. Niecierpliwie wyczekuję dnia 24 maja, a jutro jedziemy złożyć podanie do szkoły.

wtorek, 14 maja 2013

spotkanie. (Miriam)

     No w końcu się zaczyna dobrze dziać w tym roku, wakacje się zapowiadają nieźle. Te najdłuższe wakacje. W końcu z moim przyjacielem Mateuszem zrealizowaliśmy długo wyczekiwane spotkanie. Musimy coś skombinować na 27go, bo już z kuzynką ustaliłyśmy, że to jest specjalny dzień. 27go grudnia, ona zerwała z facetem, 27 marca, ja poznałam Mateusza, 27 kwietnia, ze mną zerwał Ehab.
     Wczoraj się mieliśmy spotkać w Katowicach, rano oczywiście musiał wyjechać wczas rano no a ja, księżniczka się wyspałam. Biedny. Jakby mama wiedziała, że sama wybywam po kolegę poza miasto pociągiem to by mnie zabiła. Bo co jakby ktoś mnie zgwałcił, zatłukł pałkami albo zasztyletował? Sama nie mogę sobie tak jeździć, mowy nie ma, nawet gdy doskonale Katowice znam i się tam orientuję.
     No więc spotkaliśmy się w Katowicach, i spowrotem wróciliśmy do mojego Zawiercia, a raczej Rondowiercia, bo cały czas powstają tu nowe ronda, które nie wiem po co są komu potrzebne.
     Całe dwa dni miło spędziliśmy, dzisiaj rano poszłam po niego do hotelu, bo tam sobie spał, i przypomniało mi się, jak kiedyś taki Piotrek jechał do mnie z Poznania 8 godzin, przyjechał na 3 godziny i wrócił kolejne 8 godzin. Ło matko, nawet się to nie opłacało. Z Mateuszem razem spędziliśmy dwa dni, bo jak już przyjechał te 6 godzin to niech już chociaż na dłużej zostanie a nie 3 godziny, LOL. Oczywiście u mnie spać nie mógł, bo rodzice by nas posądzali o nie wiadomo co, więc został na noc w hotelu, rano jak po niego szłam, spotkałam oczywiście moją babcię, która w ZIMOWYCH BUTACH jechała na działkę by rozprawić się z kretem. Pytałam po co jej takie buty to ona, że zamierza skakać po kopcach, by kreta wygonić. Powodzenia.
     Potem poszliśmy do mojego domu, trzebabyło obczaić pociągi do Katowic znów, też pojechałam, bo lubię to miasto. Połaziliśmy tam jeszcze trochę, jak pojechał to szybko pobiegłam do pobliskiego WC by się ogarnąć i spiąć włosy a potem biegiem na mój pociąg do Zawiercia.
     Ogólnie to było milutko, i jeśli to czytasz, Mateusz, to liczę na więcej takich spotkań.


Oczywiście mam mordę jakbym czyściła językiem chodniki z psich odchodów. :)

poniedziałek, 13 maja 2013

Mulimy. (Kaly)

     Tym razem powiedzmy, że notka nie jest wymuszona, bo mimo rozmowy z Mateuszem, że Apo dodała prawie tydzień temu wpis, to ja i tak postanowiłam, że dodam go dziś. Poza tym sam mi powiedział, żebym Was uprzedziła, że to nie jest wymuszone, więc... uprzedzam! Poza tym (part II) postanowiłam sobie, że nie będę się denerwować już z powodu męczenia mnie w sprawie wpisów. To moja sprawa, kiedy je będę dodawać i nie będę się przejmować opiniami innych na mój temat. Nevermind. 
     W związku ze szkołą chyba nic ciekawszego się nie działo. Oczywiście nie było Łukasza, co stało się obiektem docinków innych osób. Osamotniona Kaly, taka biedna. :C No ale cóż poradzić, raz się żyje! A ja samą miłością nie żyję. Ups. Wychowawcza - nuda jak zwykle, zmowy na temat wycieczki rowerowej. Ten tydzień można sobie darować, za bardzo zawalony, nie lubię tego. Na matematyce prezentacja Oskara. Moje włosy cierpią. Nie będę wydawać opinii na temat prezentacji, bo ktoś się może obrazić. I nie będę mówić kto! Na geografii znowu powrót do rozmowy o wycieczce, oczywiście musiało paść pytanie: "A dlaczego Klaudia nie jedzie...?" Dziękuję, teraz jestem zmuszona jechać. Wszystko przez pana! O! 
     Na angielskim spoko, jestem za gruba i przewracam krzesła. I beka z tego faktu. A Bąkowa wyrżnęła się jak wychodziła z autobusu. :3 Żałuję, że tego nie widziałam, naprawdę. Na EDB dostałam plusika, jak większość klasy, za zrobienie głupich dwóch węzłów, na lewą i prawą rękę. A po lekcjach kebaaab. Wolałabym baraninę, za co powinnam zdzielić Arturka, ale też był dobry. Przynajmniej się najadłam, i warto było nie jeść kanapki. A później to powrót do domu z Koconkiem, i oczywiście Kaly zdenerwowała się na Sophie z nieważnego powodu. Przeprosiła buziaczkiem i jest dobrze, moje biedne dziecko śmierdzące wodą. c; So cute dog. Klaudia potrafi być czasami naprawdę straszna, a wręcz w furii. ;o 
     A problem z Power Pointem wciąż się objawia, a ja się obawiam, że będę musiała tą podłą prezentację robić na Staruszku i będę musiała wszystko z powrotem tam przenosić. Dajcie mi już wakacje, bo czekają mnie dwie prezentacje! Chcę już nowy obiektyw, chcę mnóstwo sesji, chcę spotkać się z Apo, z różnymi innymi osobami (w tym jedna umówiona niemalże wizyta z osobą ze starego SP), a jeszcze przecież czeka mnie jeden dzień otwarty w jednym technikum i zawożenie tych wszystkich papierów. Głupie metro! :x


sobota, 11 maja 2013

w końcu luz. (Miriam)

     Tak się bałam tych matur, zwłaszcza matmy, ale wcale nie było tak źle, wręcz były one banalne! Z matmy nastawiałam się na ledwo 30%, bałam się, że nie zdam a tymczasem jak sprawdzałam odpowiedzi to mam jakieś 50%, Polski może będzie 60-70% i Angielski 90-kilka% i z rozszerzenia podobnie.
     Teraz zaczynają się najdłuższe wakacje w moim życiu, muszę zrobić jakieś plany, może trochę podróży. Londyn? Paryż? Maroko? Co do Polski to na pewno muszę zobaczyć się z Kaly w okolicach Warszawy i jechać z kuzynką do Krakowa, tam spotkać się z Mateuszem, pewnie umówię się też z innymi osobami z forum RPG, StadoPsów, tam gdzie apopo ja i Kaly się poznalyśmy. :D Muszę koniecznie zobaczyć się z Thomasową, miłością życia mojej postaci na SP, ha! No i bardzo bym chciała zobaczyć się z Jokerem, Odysową i Ramzeską. Poza tym, bardzo się zbliżyłyśmy do siebie z kuzynką Asią, kocham spotkania z nią!
     Muszę robić jak najwięcej, by oderwać swe myśli od Ehaba i tego co między nami było. Choć nadal boli, rana się zabliźnia. Tak bardzo go kochałam, na prawdę go kochałam... Ale postanowiłam, że nie ma chu*a, będę szczęśliwa i koniec. Całe życie byłam sama, smutna, pora to zmienić i zacząć żyć.


     Niedawno po maturze z Angielskiego pobiegłam do kuzynki, poszłyśmy do lasu i paliłyśmy moje arkusze maturalne, które sobie drukowałam i robiłam... Ale była radocha, poza tym, było cieplej. No i spaliłyśmy mój pamiętnik, w którym każda strona była o Ehabie. Spaliłam kartki z jego adresem, spaliłam kartki, na których go rysowałam... Wypalałam to wszystko w sobie.

wtorek, 7 maja 2013

Specjalnie dla Łukasza. (Kaly)

     Oczywiście nie myślcie sobie, że cała notka będzie poświęcona tylko jemu. Oczywiście wspomnę o nim raz czy dwa, ale na tym się skończy. ;d Mam nadzieję, że się nie pogniewa. Ale jemu kiedy indziej poświęcę CAŁY wpis. I nawet chyba już wiem kiedy. Dłuugo poczeka, oj długo. 
     Znowu wstałam o tej samej godzinie co wczoraj, oczywiście znowu zaspałam. Dajecie mi za dużo wolnego, dajcie mi już wakacje! Zaspana poszłam do szkoły, całą wolną przesiedziałam w bibliotece, nie robiąc nic. Na historii rysowałam coś na kartce (trzeba założyć sobie znowu zeszyt, bo coś nie mogę znaleźć poprzedniego. Kto mi ukradł?), pod koniec położyłam się na ławce, zakryłam twarz grzywką i się zdrzemnęłam. I tak to mi w niczym nie pomogło, a nawet było jeszcze gorzej. Na fizyce beka z Mateusza, który jak zwykle zagapiony robił jakieś dziwne miny, zupełnie nie zainteresowany lekcją. Nie gniewaj się, ale to było takie śmieszne... Szkoda, że nie zrobiłam zdjęcia. Matematyki nie będę komentować, gadała coś o zawodach przyszłości itp, mało interesujące również. Religia z księdzem i znowu beki, tym razem z Arturka, który chce iść do dobrej szkoły z takim zachowaniem. Pani Grot oczywiście "śniło się", że będzie Przedwiośnie lub Inny Świat, i oczywiście było Przedwiośnie. Ach, cudownie mieć takie nadprzyrodzone moce, "przyśniło" się jej co będzie na egzaminie i maturze (i oczywiście było). Cóż za dziwny zbieg okoliczności, czyż nie? No i nudna geografia, długo wyczekiwana ostatnia lekcja. 
     Cała 8 lekcja spędzona z Aniołem. <3 Chcę takich godzin więcej. Nie będę opowiadać co się działo, choć z pewnością byłaby to najciekawsza część tego wpisu, hahaha. Ominę to, i przejdę do powrotu do domu. W sumie to nic ciekawego się przed 18 nie działo. Wyszłyśmy sobie z Weroniką trochę pobiegać. Wreszcie zaczęłam! I już pragnę skończyć... Kondycja zerowa. "Tempo, tempo! Aaaa, lecą równo." Nie ma to jak super doping sąsiadki. Bieg - marsz - bieg - marsz, aż zrobiłyśmy piękne kółeczko. O 18.50 poszłyśmy sobie do sklepu i spokojnie wyrobiłyśmy się na ztm, którym przejechałyśmy jeden przystanek, bo nie chciało nam się iść z powrotem. Lubię takie dni, ale nadal mi gorąco. 
     Tatuś daje mi wskazówki dotyczące biegania, do których się na pewno dostosuję. Ahaha, poznałam jego tajemnicę! <3 Boję się jutrzejszych wfów, jeśli będzie bieganie... to ja nie wyrobię. Proszęproszęproszę, oby tylko nie było... Ja nie proszę. JA BŁAGAM.

niedziela, 5 maja 2013

Life goes on. (Miriam)

     Dramat, tragedia, komedia. Muszę nauczyć się żyć dalej. Bez Ehaba. Dziękuję wszystkim za wsparcie, którego potrzebowałam. Dziękuję przede wszystkim Kaly i jeszcze jednej osobie za bycie przy mnie. Nadal tkwię w szoku i nie umiem wyobrazić sobie kolejnego dnia bez rozmowy z nim. Pierwszy raz w życiu walczyłam i poniżałam się dla faceta. Jak kocha to wróci? Nie wróci. Już wracał i odchodził. Problem w tym, że to ja się obwiniam, ja mam sumienie, czuję, że to moja wina. Gdybym tak nie czuła, olałabym to totalnie, podniosła się i szła dalej.


     Za parę dni mam maturę, co w ogóle do mnie nie dociera. Siedzę ze wzrokiem wbitym w okno i staram się nie myśleć, nie wspominać wspólnych chwil. Wieczorami jest lepiej, zajmuję się nauką i pisaniem z ludźmi, grą na forum albo w jakieś Simsy czy GTA. Najgorzej jest jak się budzę, bo on śni mi się co noc. Co noc nawiedza mnie, śni mi się jego głos, jego twarz, śnią mi się nasze wspólne chwile, nasze wspomnienia, nasze rozmowy, nasze niespełnione plany i co by było, gdyby wrócił. Śni mi się, jak bardzo mnie zranił i jak bardzo nie zasłużył na moje serce.
     Cierpię.

sobota, 4 maja 2013

Wymuszony wpis. (Kaly)

"no wiesz gdybym to ja miał bloga to nie kazałbym czytelnikom czekać na wpis 3 dni."

     Czy pisanie bloga nie powinno być przyjemnością dla jego właściciela? No właśnie, powinno. A skoro nie ma się o czym pisać, to chyba normalne, że wpisu nie ma. Mam Was zanudzać opowieściami na temat mojego życia, mojej rodziny, moich zmartwień i problemów, których jak na razie nie mam? Jestem zmuszona pisać te notki, więc proszę bardzo. Nie jestem zdenerwowana, nie myślcie tak, bo Was w sumie rozumiem. Czekacie na te wpisy i czekacie, ale nie musimy ich pisać codziennie. Nie jesteśmy przecież maszynami. Poza tym wolałam poczekać, aż więcej osób wypowie się na temat ostatniego wpisu Miriam, bo tego potrzebowała. Potrzebowała, abyście wybili jej Ehaba z głowy, za co Wam dziękuję. Niektórym z Was bynajmniej. Za okazanie chociaż trochę współczucia. Na temat innych się nie będę dłużej wypowiadać, bo denerwuje mnie fakt, że nie przeczytaliście całego wpisu, albo chociaż ze ZROZUMIENIEM, moglibyście się nad swoim zachowaniem chociaż trochę zastanowić. Dziękuję za uwagę w tej kwestii. 
     Jak mam Was zanudzać, to będę to robić. Udało mi się (fartem) naprawić kamerę, przez co teraz codziennie oglądam filmiki z dwutygodniowego pobytu w Tunezji, więc jest ich... no sporo. Niektóre nadają się do usunięcia, szczególnie z moim udziałem. Nienawidzę się oglądać, słuchać itd. Nie wiem czemu, ale pewnie większość z Was też tak ma. Po prostu nienawidzę swojego głosu na nagraniach. Mam ochotę wstawić niektóre na youtube, żebyście się pośmiali, tak jak ja się śmiałam. Rozmawialiśmy sobie wczoraj z tatą przez kamerkę. Nieźle mnie podsumował, podobno wyglądam na profilowym na facebook'u jak anorektyczka. Mama zaś mówi, że ja tak w ogóle na co dzień wyglądam. Kochani rodzice. 
     Powoli spełniają się moje dwa marzenia. Jedno być może spełni się już pod koniec maja, z drugim zaś będę musiała czekać do końca czerwca. Na obu mi bardzo zależy, z drugiego będę miała dłuższe korzyści. Nie wyjawię Wam tego, bo jeszcze się nie spełni. Im więcej osób będzie o tym wiedziało, tym gorzej. Niestety to marzenie sporo kosztuje. Ale warto, naprawdę warto!
     Za oknem wychodzi słoneczko, z czego się bardzo raduję. Mam widok na cudowną, żywą, zieloną trawę, na której porastają już mlecze i stokrotki - prawdziwy wzór wiosny. Ale te chmury... 
Mimo to majówkę i tak spędziłam w domu. Hohoho, trudno.