sobota, 30 marca 2013

Zły dzień (Miriam.)

     Dziś jest sobota, co znaczy, że niedługo trzeba iść do kościoła poświęcić jajeczka. Rano o 7.00 weszłam na facebooka i akurat Ehab był, więc porozmawialiśmy. Zrobił mi żart na prima aprilis, mimo, że dopiero 30.03. Zaczął coś pisać, że wierzy w Latającego Potwora Spaghetti i że spotyka się z lesbijką. Ja wkurzona, szklankę stłukłam, popłakałam się, a on potem mi mówi, że to żart.
     Nadal byłam w złym humorze, bo takie żarty nie są zabawne, poza tym byłam wkurzona, że muszę iść do kościoła. Ogólnie nie mam dziś dobrego humoru, więc zachowywałam się dziwnie. Swoim zachowaniem zdenerwowałam Ehaba, napisał, że skoro mi tak bardzo przeszkadza to sobie pójdzie i bye.
     Zszokowało mnie to, bo nigdy wcześniej nie napisał mi czegoś takiego. Zawsze znosił moje złe nastroje i pocieszał mnie, starał się, bym przestała się smucić. A dzisiaj? Tak po prostu sobie poszedł.
     Nie mam pojęcia co się z nim dzisiaj stało, ale to nie jest mój kochany Ehab, którego znałam... Czy on mnie już nie kocha, czy przestało mu zależeć? Za chwilę się rozpłaczę...
     Zresztą, nie będę na blogu pisac o tym, co jest między mną a nim, bo jego to denerwuje. Ale poczułam się bardzo dotknięta i zraniona sposobem, w jaki mnie potraktował... :(
     Jak znam życie, on nawet mnie za to nie przeprosi... Bo to ja jestem zawsze winna wszystkiemu.

piątek, 29 marca 2013

Dobry dzień. (Kaly)

   Gdyby nie moje zdenerwowanie rano wywołane pewnymi osobami to byłoby wręcz idealnie! Wstałam rano z myślą, że tata już jest. Dowiedziałam się, że kilka godzin wcześniej był dopiero koło Wrocławia, bo śnieżyce są takie, że nie da się przejechać. Ale fakt faktem, od rana pada u nas niemiłosiernie, pewnie jak w całej Polsce, i nikomu się to nie podoba. Przynajmniej siedzenie w domu wymęczyło mnie na tyle, aby móc w końcu posprzątać do końca pokój i jeszcze "przelecieć" Kamili. 
   Po południu wybrałam się z Justyną i Sophie do mamy, do ich sklepu. Wszyscy ucieszeni widokiem skundlonego yorka, który kręcił się w tą i z powrotem, po jednej dróżce i szczekał na wszystko co się ruszało. Później odwiedziłyśmy weterynarza, u którego już kiedyś na strzyżeniu z Sofką byłyśmy. Posłuchałam sobie trochę ploteczek, Sophie wyszła stamtąd w nowym wydaniu.

          Wet: Na lewka czy sznaucerka?
          Ja: Ostatnio było na sznaucerka.
          Mama: To teraz na lewka.

   Hahaha, jak teraz sobie to przypomnę to aż mi się na skojarzenia zbiera. Ostatecznie jest lewek, i jest o wiele lepiej. Ale taka kruszyna teraz z niej, a ja nie mam co przytulać. Pocieszna jest, nastrzelam jej jutro kilka foci jak nie będzie wariować. ;3
   No, tata wrócił. Właśnie zajadam się niemieckimi paluszkami, które przywiózł. Pyszne są! Dobra, nienawidzę świąt. To całe spotkanie, chociaż i tak nikt do nas nie przyjeżdża, i te całe cało-rodzinne spotkania... Masakra! Znowu zajmowanie miejsca przy stole i nie wychodzenie stamtąd przez kilka godzin, haha. To jest najlepsze z tego wszystkiego - takie ściskanie się przy stole ogranicza ruchy, ale na pewno w niczym nie przeszkadza! 
   Wypełniam sobie czas, pisząc na forach PBF, i na facebooku z Arturem. A co mi tam, fajnie jest. Lubię. Natalia dzwoniła dziś do mnie z myślą, że pojadę z nią do kościoła na adorację. Hahaha, Boże, uśmiałam się po rozłączeniu z nią i odłożeniu telefonu. W taką pogodę tego mi trzeba!

  

czwartek, 28 marca 2013

Wreszcie coś pozytywnego! (Miriam)

     Dziś mam wyrąbane na wszystko! Poznałam świetną osobę na forum e-mlodzi.com. A poza tym, Ehab rano był w banku i napisał tylko, że ma wspaniałe wieści i powie jak tylko wróci. Cały dzień czekałam podniecona. I faktycznie wspaniałe! Zaakceptowali go w obu uczelniach, w Lazarskim w Warszawie i na Jagiellońskim. Skakałam po kanapach z radości, Boże, kiedy ja ostatnio się uśmiechałam? Od razu nabrałam chęci do życia...
     Nie mam ochoty na dłuższego posta, bo po prostu jestem zbyt happy! Spotkamy się szybciej niż nam się wydaje. I my też, Kaly! <3
     W końcu!

Wreszcie coś pozytywnego! (Kaly)

   Wreszcie mam jakąś tam wenę na wpis, a myślałam, że dziś nie dodam w ogóle. Znalazłam natchnienie w pozytywnej wiadomości od Apo (Miriam), ale to w którymś kolejnym akapicie. Musicie wytrwać do końca. Na wstępie napiszę, że nieokiełznana radość rozpiera mnie od środka!
   Świąteczne porządki w moim wykonaniu czas zacząć. W domu wszyscy nabuzowani, bo trzeba sprzątać. Samo ogarnięcie mojego pokoju trwało dobre 2h, a jeszcze mnie czeka w nim kilka rzeczy. Masakra, namęczyłam się jak nigdy przy jego sprzątaniu. Nawet Sophie kichała, tyle kurzu się tam nagromadziło. Musiałam ją niestety wyprosić, ale ta i tak wtargnęła tam z powrotem. Sama się naraża. ^^ Zauważyłam, że moje rozczesane włosy są strasznie zniszczone, dlatego chyba przestanę je rozczesywać jak nie są wyprostowane. W tym wypadku wizyta u fryzjera jest nieunikniona. :c
   Po sprzątaniu przyszedł czas na odpoczynek, ale nie na długo. Kamila postawiła mnie na nogi jednym poleceniem, a później już mi się w ogóle odechciało spać. Przy "obiedzie" ogarnął ją dość dziwny nastrój, a jeszcze na mnie zwalała, że to ja dosypałam czegoś do hamburgerów. Ach, te rozmowy o miłości, związkach i czego to ja robię i nie robię. Lubię to. Później zaś przy grze w Simsy (tak, mamy z Miriam taką wspólną cechę) doczekałam się kolejnej dobrej rzeczy - siostra w dobrym humorze, co nie zdarza się często, przywiozła mi kebaba. <3 Co prawda nie był tak dobry jak ten Arturka, ale nie pogardziłam. Dziś miałam najlepsze siostry na świecie!
   Kolejny pozytyw: Już jutro tata będzie w domu. Wszystkie się za nim stęskniłyśmy, pewnie przyjedzie jak ja jeszcze będę spać. Albo ewentualnie pojedzie do mamy i wróci z nią do domu. Ta, obmyślam scenariusze kiedy tata się pojawi, fascynujące zajęcie.
   Ale najlepsze jest to, że moje marzenie powoli się spełnia. Miriam pewnie opisze to znacznie lepiej, ale ja już chcę, żeby i ona, i jej chłopak wparowali do mnie do Warszawy! <3 Brak mi słów, obie wariujemy przed komputerami, bo...

                                                           wreszcie coś pozytywnego!
  

środa, 27 marca 2013

Już tęsknię. (Kaly)

   Na początek się usprawiedliwię, bo moi wierni czytelnicy dziś mnie napastowali, bo nic wczoraj nie napisałam na blogu. No więc przepraszam, ale mam pewien problem z laptopem, mianowicie - zepsuł się. Więc muszę siedzieć na tablecie, na którym nie mogę pisać notek... Teraz akurat wzięłam netbooka od siostry, specjalnie po to, żeby napisać chociaż jeden wpis na te kilka dni. Specjalnie dla moich wiernych, kochanych fanów, których wciąż przybywa.
   Poprzedniego dnia streszczać nie będę, bo mi skleroza na to nie pozwala. Nic nie poradzę, że nie pamiętam prawie nic z wczorajszego dnia, zupełnie nic! Dziś za to mogę napisać po kolei, od początku, co się u mnie działo. Lena oczywiście obudziła się o tej samej porze co ja, co mi tam, odwiedziłam ją jak codziennie. Jak się uśmiecha to jest taaaaka słodka. Na wfie oczywiście nie ćwiczyłam, ku zdumieniu kilku osób, bo ciągnie się to już i ciągnie od miesiąca. Chcę już do tego lekarza i mieć to za sobą! Chcę już grać w siatkówkę! Na polskim podzieliliśmy się jajkiem (hehehe) i obejrzeliśmy Quo Vadis. I mnie, i Natalię i Oskara tak to zainteresowało, normalnie chyba jak żaden inny film na polskim. Aż sobie prawdopodobnie ściągnę i obejrzę całość. Pamiętam, że kiedyś urywki oglądałam z tatą... 
   Na fizyce jakieś tam pisanie, nic ciekawego się nie działo. Obgadywanie z Natalią ludzi zawsze spoko. <3 Niby plotki, a ludzie się z tym zgadzają. W naszych plotkach zawieramy całą prawdę, zapraszam do wspólnego obgadywania! Tajny pomysł zapowiada się obiecująco, wstępne plany jakieś tam już są, czekamy tylko na ich realizację. Nie możemy się doczekać, żeby wziąć się za pracowanie nad tym. Na biologii odpały z Witanową, kici-kici! Jestę larwą. ;_; Kolejna 5 z biologii w dzienniku, uwielbiam takie dni. No i na koniec niemiecki. Ta lekcja też mi się podobała, bo umiałam. I 5 z niemieckiego też jest. Za nisko się cenię, Mateusz stawia mi kebaba za swoją 5, bo 5zł nie wystarcza. <3 
   Wkurzyłam się na Apo (tutejszą Miriam), albowiem nie odpisywała mi pół dnia, aż się zaczęłam martwić! Po powrocie do domu miałam zamiar zadzwonić, aż tu zdziw - podczas powrotu w końcu napisała! Ulga. Moje biedactwo, na pewno następnym razem Ci się uda.
   Na 8 czekanie z Łukaszem, i w tym momencie zwracam się do moich kochanych anonimków między innymi z aska (zresztą, sądzę że wiem kto się ukrywa): czepiacie się innych szkolnych par, że stoją na korytarzu, obściskują się etc., i nagle rzucacie się na mnie i Łukasza, że niby stoimy metr od siebie i boimy się do siebie podejść. ZABAWNE! Polecam zajęcie się własnymi sprawami, których chyba wam nie brak, nie? Albo ewentualnie znalezienie sobie kogoś dla siebie, bo chyba wiem kto mnie hejtuje. Po co mamy się z tym obnosić? Miłość nie jest na pokaz, ani ja ani Łukasz nie lubimy publiczności. Tak jak to 'Awww' dzisiejsze. Aż się zarumieniłam, ale warto było. Kocham i już za Tobą tęsknię, oby ten tydzień minął mi jak najszybciej. <3

Pechowiec (Miriam)

     Prawo jazdy oczywiście oblałam. Było idealnie, na prawdę idealnie. Łuk zrobiłam doskonale, nawet nie robiłam żadnej korekty, wszystko pokazałam prawidłowo pod maską, wszystkie światła znałam, startowanie pod górkę z ręcznego też wspaniale, auto nie osunęło się w dół ani o milimetr.
    Szybciutko wyjechaliśmy na miasto. Odliczyłam sobie 20 minut. Wszystko robiłam poprawnie, redukcja, kierunkowskazy, zmiana pasa, parkowanie, zawracanie, itd.
     Już wracaliśmy do ośrodka, było skrzyżowanie, stałam jako druga, po prawej jechały auta, kiedy kierowca przede mną wystartował, jechał samochód po prawej z pierwszeństwem ale bardzo daleko, byłam pewna że zdążę, niestety przyspieszył sobie, kretyn, egzaminator wystraszył się, że w nas przywali i nacisnął hamulec, przerywając mój egzamin.
     Powiedział, że wielka szkoda i że jest mu mnie żal, bo jeżdżę na prawdę doskonale i zasługuję na to, by zdać. Mówił, że dałby mi jechać dalej ale w samochodzie niestety są kamery, które zarejestrowały sytuację, więc potem facet miałby przechlapane. Powiedział, że następnym razem zdam na pewno, bo jestem w stanie tylko bym się nie spieszyła na skrzyżowaniach, życzył mi szczęścia i powiedział raz jeszcze, że bardzo mu mnie szkoda.
     Kolejny egzamin za miesiąc, 22go kwietnia. Nienawidzę takich sytuacji, kiedy już prawie jestem u szczytu góry i nagle spada na mnie głaz i staczam się na dół razem z nim. Tak blisko, tak blisko, już prawie... I nagle wszystko się pieprzy. Ja od tego skrzyżowania widziałam już nasz ośrodek! Miałam nie całe pół kilometra, by zatrzymać się i usłyszeć, że zdałam.


     Czyż nie jestem pieprzonym pechowcem?

wtorek, 26 marca 2013

Jestem do dupy. (Miriam)

     Super tytuł, nie? Czyli kolejne żale i lamenty Miriam. Tak, jestem do dupy. Jestem przegrana, stracona. Jestem bez przyszłości, jestem straceńcem. Dziś miałam korepetycje z matmy, doszłam do wniosku, że tak na serio jestem przed maturą i nic nie umiem. Babka mnie opieprzyła, że nie umiem podstaw, a ja po prostu zawsze się okropnie u niej stresuję. Bo w domu robię dobrze a u niej zawsze trudno mi się skupić. Co będzie, jak ja nie zdam tej matury z matmy? Boże... Nawet nie jestem w stanie dopuścić takiej myśli do mojej głowy. Co ja zrobię? Co zrobią moi rodzice, którzy co tydzień płacą 50 zł na moje korepetycje? Ale to tylko matematyka. Za Angielski jest kolejne 40 i za Polski tak samo. Ale z Angielskiego nastawiam się na 90-100%, z Polskiego ok 60-70%. A jeśli nie zdam matmy, zmarnuję wszystkie szanse, jakie da mi te 90 i 60% z języków.
     Całe życie rodzice wkładają we mnie tyle kasy, tyle starań, żebym była kimś i coś w życiu osiągnęła a ja? A ja po prostu nie potrafię. Cały czas zawodzę ich. Jak matura pójdzie mi nie najlepiej, znowu ich zawiodę. Zawiodę rodziców, zawiodę nauczycieli, zawiodę korepetytorów, wszystkie te pieniądze pójdą w błoto, tak jakby moi rodzice wrzucili je do kibla i spłuknęli wodę. Chciałabym być czasem kimś innym, kimś kto potrafi komuś udowodnić coś, że coś umie, że jest kimś. A ja? A ja jestem pasożytem, na którego daje się kasę, którego się karmi za swoją kasę, którego się ubiera na swoją kasę a on nie daje nic od siebie, tylko zabiera i marnuje wszystko. Dlatego chciałam przynajmniej zdać tą maturę i iść gdzieś daleko na studia, żeby mieli już ode mnie spokój, żeby przestali dawać kasę, która się marnuje, żeby już nie było tego pieprzonego pasożyta.
     Nienawidzę siebie, czasami. Ostatnio nawet coraz częściej. Śpię z mamą, od zawsze śpię z nią albo z siostrą, taki jakiś zwyczaj, nie, że się boję ciemności czy coś ale śpiąc sama czuję się samotna i opuszczona. Śpię z mamą, często jak zasypia pierwsza to się na nią patrzę i jest mi jej szkoda. Bo jest osobą, która robi dla mnie wszystko, która mnie kocha, która pokłada we mnie wielkie nadzieje, która jest gotowa skoczyć dla mnie w ogień a ja jestem frajerką do tego stopnia, że nie potrafię być za to wdzięczna i dać coś w zamian od siebie. Tak samo mam z tatą. Jak coś robi albo śpi, obserwuję go i współczuję, że ma taką córkę, która jest niewdzięcznym pasożytem. Bo ciężko pracuje, żebyśmy wszyscy mieli za co żyć, bo jak pójdę na studia, będzie musiał dalej za mnie płacić, za moje mieszkanie, które będę wynajmować, za dalszą edukację, za wszystko.
     Jedyne czego chcę, to by moi rodzice byli szczęśliwi i nie musieli inwestować we mnie tyle pieniędzy, ale nie potrafię znaleść sposobu, by tak się stało.
     Jestem do dupy.

poniedziałek, 25 marca 2013

Pół wieku za sobą. (Kaly)

   Zbyt szybko minęły te lata. Jeszcze niedawno 38-letnia mama uganiała się za mną, bo chodziłam tam i robiłam to, czego nie wolno, a teraz jest przeciwnie. =D Nie zazdroszczę, bo można się załamać. Ludzie ciągle przychodzą, dzwonią, ze słowami "No, już 50 za sobą". Jak dla mnie jest to stary wiek, i nie zniosłabym chyba kolejnej 50. Jak już wspomniałam wcześniej - czułabym się po prostu staro. Nie wiem co czuje moja mama, ale na pewno nie chce się tym z nami dzielić. Zwłaszcza, że w takim dniu nie ma z nią taty. Ale spokojnie, przyjeżdża w piątek, wszyscy się za nim stęskniliśmy. Szkoda, że tylko na święta. Mimo wszystko - dobrze, że przyjeżdża do Polski w ogóle! Następnym razem w maju, ażeby wyprawić swoje i mamy (wspólne) urodziny, później nie wiadomo. Szkoda, że nie będzie go tylko na moim zakończeniu. Powinien wypinać z dumą klatę, słuchając jak jego córka uzyskuje jedne z najlepszych wyników w całej swojej karierze i idzie do szkoły, którą zresztą sam mi polecił. ;]
   Miałam dziś iść do tablicy na matematyce, ale najwidoczniej pani się zapomniało, więc w milczeniu siedziałam sobie w ławce i robiłam zadania, plus oczywiście słuchałam Rafała, który jak zwykle robił z wyprzedzeniem. Denerwujące, bo jestem dopiero na początku, a on już się mnie pyta czy dobrze ma w kolejnych przykładach. >3 Jest szansa na uzyskanie kolejnej dobrej oceny, a jeśli się postaram będzie nawet 5 z matematyki na koniec roku. Nikła, ale jednak. Śmieszne, nie? 
   Pisaliśmy dziś klasówkę z angielskiego, mogę szczerze przyznać, że w połowie pierwszego i drugiego zadania po prostu zgadywałam. ;d Pomagałam Mateuszowi, mi zaś pomagała Witanowa. Dzięki pracy zespołowej jakoś udało nam się napisać sprawdzianik, i dzięki mnie kochany Mateusz dostał 4+, a ja 6. Jestem z siebie bardzo dumna, i już tworzy się lista rzeczy, które w zamian za to Konopeczka ma mi kupić.
   Później, o zgrozo! EDB... Gorzej być nie mogło. Ostatnie pytanie było zdecydowanie najlepsze. Zamiast wymieniać co mnie zainteresowało w jego lekcjach wymieniałam same negatywy, bez krytyki się nie obeszło. Starałam się pisać w jak najprzymilniejszym języku, żeby nie zranić jego uczuć. :c Ale i tak na to pytanie rozpisałam się najbardziej, cała strona. :o Ściąga Natalii bardzo się przydała. 
   Dostałam sobie zniżkę dla młodzieży w kwiaciarni, mama bardzo się ucieszyła jak złożyłam jej życzenia i od siebie, i Błażeja, i Rafała, i Łukasza. Kwiaty czekają, aż im w końcu zrobię zdjęcie. 
   Idąc spać powtórzę sobie jeszcze wiersz. I koniec mojej dzisiejszej nauki. ;d I do lekarza oczywiście nie pojechałam, zapewne pojadę dopiero po świętach. Kocham moją mamę. ;x Dziś jednak nie będę się na nią denerwować i odłożę to na jutro. Albo ewentualnie na inny dzień. Ale kłótnia ją nie ominie. No.

Przegrana (Miriam)

     Brak mi nawet sił na pisanie, kolejna bania z Polaka. Szkoda słów, wychodzi mi na koniec 2. Gdzie na filologię mnie przyjmią z 2 na koniec z Polskiego? Jestem bez przyszłości, jestem przegrana po prostu. Taka ocena z przedmiotu maturalnego tylko zaostrzyła moją depresję i strach o przyszłość. Nie wiem, czy sama jestem sobie winna, miałam dobre oceny, 3+ i 4 i nagle pojawiły się dwie banie za kartkówki z epok. A pamiętam, że pisałam je conajmniej na 3. Więc podeszłam i poprosiłam czy mogę zobaczyć test. Nie, nie mogłam. Nosz do cholery, co to ma być? Ona ma coś z łbem chyba.
     Dziś miałam ostatnie praktyki na prawo jazdy przed egzaminem, który mam w środę. Boże, módlcie się za mnie... Miałam dziś łuk, parkowanie i startowanie pod górkę z ręcznego, koleś powiedział, że idzie mi to wszystko doskonale. Jestem w sumie pewna, że mogę zdać, ale wszystko zależy już teraz tylko od egzaminatora, bo wiadomo, jak będzie spoko to zdam ale jak trafię na jakiegoś sukinkota to obleje mnie za byle gówno.
     Jutro test z biologii, Ewolucjonizm. Robię ściągi, bo nie mam czasu, ochoty ani siły na naukę. Raczej zawsze udaje mi się ściągać, mam swe sprawdzone metody, nie ściągam tylko na Angielskim, bo na nim mi jedynie zależy. Dziś był test z WOSu i biologii, też ściągałam, udało się.
     Biedny Ehab, został ofiarą mojego złego nastroju, biedaczek dzielnie znosi moje idiotyczne zachowania... Rozumie, że mi ciężko i pozwala mi na wszystko, kiedy mi puszczają nerwy, ale i tak potem mam sumienie, boję się, czy go czymś nie zraniłam, przepraszam go a on tylko mówi, że nie ma pojęcia za co.

niedziela, 24 marca 2013

Boję się. (Kaly)

   To co się teraz we mnie dzieje to masakra. Nie sposób tego opisać, emocje targają mną na wszystkie strony, a nie mam się na czym wyżyć. Nie mogę się ruszyć nawet z miejsca, przytwierdzona do łóżka. Czekam jedynie aż mama się obudzi, aż będę mogła jej powiedzieć to, do czego zbierałam się od kilku dni. Nie powiem Wam o co chodzi, chociaż tajemnicą tego nazwać nie można. Po prostu ludzie uważają to za dziwne, bo mam prawo do bycia szczęśliwą, nawet wbrew rodzicom. A ja, wychowana na porządną dziewczynę nie mam prawa nawet sprzeciwić się żadnemu z nich.
   Rozmowa z Arturem i Miriam trochę mnie przekonała, bo chociaż oni też należą do tych, którzy uważają moje przerażenie w tej sytuacji za dziwne powiedzieli mi coś, co dodało mi otuchy. Tak jest, oboje. Liczę tylko, że rodzeństwo nie wróci przed wyjawieniem prawdy, bo nie lubię mieć świadków, wolę rozmowy sam na sam, a tym bardziej jak mama wybuchnie, czy coś. Może tak nie będzie, ale nie warto ryzykować i narażać inne osoby. Wtedy był przynajmniej tata w domu. Jeśli nie wypali - zrobię kolejne podejście innego dnia.
   Próbuję teraz zająć się czymś innym, a mianowicie oglądając głupich nowych odcinków Pamiętników z Wakacji. Chyba czas pouczyć się trochę z geografii o Antarktydzie, bo jutro będzie z tego tematu pytał. Błagam, zajmijcie mnie czymś, bo zaraz zwariuję. 
   A Natalia to idiotka, której się nudzi i ma głupie pomysły. Tak podsumowując. ;3
  

Wykończenie totalne. (Miriam)

     Wczoraj miałam praktyki na prawo jazdy. Masakra totalna! Jak zeszłym razem gostek był zachwycony moją jazdą i powiedział, że na pewno zdam, tak wczoraj w ogóle nie mogłam się skupić na jeździe, byłam rozbita. Myśl o maturze i tym co będzie po niej nie daje mi spokoju, spędza sen z powiek. A egzamin na prawo jazdy mam 27go marca! Boże, co ja zrobię? Zestresuję się, i... Nie, nie chcę nawet myśleć co będzie, jak obleję... Po raz kolejny zawiodę rodziców, znów będzie ryczenie do poduszki i przeklinanie dnia w którym się urodziłam.
    Zapisywanie się na prawo jazdy przed maturą było totalną głupotą, kolejną głupotą, którą popełnili moi rodzice, narażając mnie na coś takiego. Całe życie robię, co oni chcą. Poszłam do takiego gimnazjum co chcieli, do takiego Liceum co chcieli, miałam zawsze takich znajomych jak oni chcieli i nosiłam takie ubrania jak chcieli. Czy nie urodziłam się osobą wolną? Czy nie mam prawa choć raz sama zadecydować? O, zapomniałam, oczywiście będę musiała pewnie iść na takie studia jak oni chcą. Bo po arabistyce nic nie masz, pójdziesz na inny kierunek. Poza śląsk nie pójdziesz, za daleko. Szlag by to wszystko! Ja sama nie chciałam prawa jazdy teraz zaczynać. Nie chciałam iść do zasranego Liceum, chciałam do technikum, przynajmniej mieć zawód a nie zostać po szkole z niczym. Bo ja wiedziałam, że nie mam ambicji na maturę i chcę mieć od razu zawód. Ale nie, bo po technikum nikt nie będzie mnie szanować, prawda? Technikum skazuje mnie na zamiatanie ulicy. Nie chciałam się przyjaźnić z Nowakową i Sobocińską, ale przecież musiałam, bo to pilne uczennice, bo mogą mi w nauce pomóc, a z Trepką broń Boże się umawiać bo ona pali, jej rodzice są bezrobotni i ma mały dom, a Nowakowej i Sobocińskiej starzy są lekarzami i prawnikami a ich domy są prawie wielkości willi, basen nawet by się spokojnie zmieścił. Bo ja się zawsze musiałam przyjaźnić z elitą. I co mi to dało? Gówno.
     Dzisiaj oczywiście mam korepetycje z Polskiego a potem, oczywiście tak jak rodzice sobie zapragnęli, muszę iść do kościółka z siostrą i święcić jakąś palemkę. Jakby oni chociaż mogli iść z nami, ale nie, mamuśka siedzi w domu bo zawsze coś ma do zrobienia a ojciec nas pod kościół podwozi i wraca sobie do domku oglądać Trudne Sprawy. To co, tylko ja z siostrą jesteśmy katoliczkami? (Ja nie, ale każdy myśli, że jednak jestem) A co, moi rodzice to ateiści? Inne wyznanie? Kościół gryzie? Ja nienawidzę jak ktoś zmusza mnie do robienia czegoś czego sam nie robi. A rodzice dzieciom powinni dawać przykład robiąc to, co by chcieli by ich dzieci robiły.
     Współczuję mojemu Ehabowi, znów dopadła go grypa.

sobota, 23 marca 2013

Oh God. (Kaly)

   Sobota jak zwykle spędzona na lenistwie, zainteresowana losem Miriam dopiero teraz do niej napisałam. Zresztą, sama lepiej opisze resztę, bo ja się nad nią nie będę rozwodzić - trzeba dać jej pole do popisu! Sama z zaciekawieniem czytam każdą jej notkę, ciekawa co u niej, jak się powodzi w jej życiu.
   Od kilkudziesięciu minut mój brzuch marudzi tak, jak nie marudził jeszcze nigdy dotąd, a ja nie mam pojęcia co się dzieje. Nieustannie męczą mnie bóle, czy jest na sali jakiś lekarz?! W myślach wciąż powtarzam sobie: "Nie myśl o bólu, nie myśl o bólu...", starając się również zająć czymś innym. Odpowiadam na pytania na asku (ktoś zadaje dziwne pytaaaniaaa); denerwuję się, bo wxv ma przerwę techniczną, więc nie mogę pisać żadnych postów na forum, w ogóle nie mogę na nie wejść!
   Przynajmniej znajomi mnie czymś odtrącają od tego brzucha. Czasami fajnie jest powrócić do pisania ze starymi, niemalże zapomnianymi istotami ziemskimi, z którymi od dawna nie miało się kontaktu. I owszem, Jakubie, postanowienie noworoczne nadal jest aktualne, i nadal oczywiście liczę, że się spotkamy w wakacje. Z Tobą, i wieloma innymi osobami. Może się udać.
   Nie mogę doczekać się poniedziałku. <3 A jutro chcą mnie wyciągnąć na zakupy, jeśli nie - ewentualnie zostanę z Leną. Już ja widzę jak ktoś zostawia ze mną prawie półroczne dziecko...

piątek, 22 marca 2013

Góraszka. (Kaly)

   Korekta: TO jest najlepszy dzień w szkole ever. Poranek zdecydowanie wykraczał poza ocenę mojego szczęścia. Chciałabym, aby było tak codziennie. I będzie. Prócz weekendów, naturalnie, kiedy nie będę się z nim widziała. Nie było lekcji, więc luz. Na pierwszej polski bez ławek, a więc oczywiście nie mieliśmy na czym pisać, więc nie pisaliśmy, więc było super. Na chemii zastępstwo z p. Prusińską, której nie było nawet w sali. Znowu zresztą nie było połowy klasy, bo wycieczka i reszcie nie chciało się przyjść do szkoły. Współczuję tym, których wczoraj nie było. Niby usprawiedliwienia przyjmują, a jednak uwaga i tak będzie. Ja nawet nie żałuję, że poszłam wtedy do szkoły. Angielski i wisielec Bąkowej, która nawet nie umie pisać. Śledź - chyba jedyne słowo, z którym mieliśmy problemy. No i jeszcze burn. ^^ Na matmie pierwszy raz chyba się nie nudziłam, gdy miałam lekcję z p. Kubicką. Boże, pamiętam jeszcze tą przyrodę w podstawówce, gdzie prawie usypiałam na lekcjach. 
   No i wfy oczywiście. Chciałabym zagrać w siatkówkę, ale niestety coś mi nie pozwala. Na szczęście prawdopodobnie w poniedziałek do lekarza, i dowiem się czy mogę normalnie funkcjonować na wfie, czy jednak będzie coś gorszego. Bo to niemożliwe, żeby mnie bolało od 3 tygodni. Czy to aby na pewno bardzo mocne stłuczenie ręki? Nagrałam filmiki z fitnessu, Bąkowa my master! "A jak ktoś nie ma rąk?" Hahaha, beka z lamuski. Sztachanie się z Witanową mydłem z łazienki - me gusta. o_o Pierwszy raz spodobał mi się ten zapach, cudo! Jak pudrówki, taki słodki... Dobra, dlaczego chwalę w notce zapach mydła z damskiej?  WTF? Normalnie będę jak Miriam, ona o grze, ja o mydle.
   Po szkole do Góraszki, do Natalii. Jej wynalazek smakuje ok, ale nie wiedzieć czemu brzuch mnie później bolał. Strasznie. Nie sądzę, aby to było po tym daniu. Może jestem w ciąży?! Hahaha, ciekawa teoria. Lubię taką zimę-wiosnę, bardzo, mam ochotę się powiesić. Fajnie tak spotkać sąsiadkę, której dawno nie widziałam, i tak z nią przegadać całą drogę powrotną do domu. Ponarzekałyśmy sobie trochę i nam ulżyło. 
   Miriam w Orange, Miriam w Orange! Jestem so happy! Za pół godziny idę sobie na "wyśmienity horror" pt. "Zmierzch" do Kamili, bo na dole będzie mecz. Raz to, raz to. W meczach według mnie nie ma nic ciekawego. Latają za piłką jak psy, żadnych akcji, usnąć można. Bez hejtów! xD
   Łukasz, Łukasz, Łukasz. <3 Najlepszy chłopak na świecie. :3 Tylko mi się za niego nie zabierajcie, czytelniczki. ;c

czwartek, 21 marca 2013

Coś się dzieje..? (Miriam)

     Dziś niby lepszy dzień, bo nie poszłam do szkoły. Moja klasa miała pielgrzymkę a ja nie pojechałam, z racji tego, że jestem muzułmanką, choć tak na prawdę sama już nie wiem kim jestem. Jestem rozdarta między dwiema religiami a nie należę do żadnej. Przez rekolekcje chodziłam do kościoła, musiałam, i nawet czułam jakąś bliskość, wtedy już totalnie się rozdarłam na dwie części, nie wiem co mam robić, jeśli chodzi o religię.
     Nie poszłam do szkoły, ale nauczycielom walnęłam kit, że to z powodu problemów finansowych, wiedzą, ile kosztował mój aparat słuchowy i moje leczenie więc w sumie w miarę wymówka, wiedzieli z jakiego powodu nie mam rzekomo kasy. Przecież nikt nie wie, że jestem muzułmanką, byłaby afera jak nie wiem.
     Dzień spędziłam nudnie, ucząc się do matury, trochę rozerwałam się grając w GTA San Andreas i Simsy 3 Zwierzaki. Powkurzałam się trochę w GTA, bo oczywiście nie mogę za cholerę skończyć tej szkoły latania, za to w Simsach nie zauważyłam kiedy mąż Rity wrócił do domu i przyłapał ją z kochankiem, przystojnym Hernando, w łóżku. Ale siara. O czym ja piszę w ogóle na tym blogu? O swoich postępach w grach? Hahaha, całkiem mi się już we łbie poprzewracało.
     Byłam też po południu z wizytą u lekarza, w aptece oraz w supermarkecie, małe zakupki a poprawiły mi humor. Mój Ehab też nie był w nastroju ale szybko się to zmieniło, na szczęście.
    

Best day? Not yet. (Kaly)

   Boże, nawet nie wiecie jaka jestem szczęśliwa, a szczęście to jest spowodowane dzisiejszym dniem. Ci co byli w szkole na pewno mnie rozumieją, a bynajmniej osoby z mojej klasy. Właśnie pokłóciłam się z moją matką, dla której fryzjer jest ważniejszy od mojego zdrowia i bolącej ręki, która po trzech tygodniach nie doszła do pierwotnego porządku i boli nadal. Fakt, trochę mniej, ale jednak i tak nie mogę ćwiczyć na wfie. Super, nie ćwiczę jutro ani w środę, przez jej "widzi mi się". Zeźliłam się niemiłosiernie, mam jej dosyć. "To sobie wsiądź w autobus i jedź!" no na pewno sama pojadę! Ale nie - fryzura ważniejsza, bo trzeba dobrze wyglądać przez pięć minut, przyjechać do domu i zrobić po swojemu na nowo. Zapłacić za coś, co po powrocie będzie trzeba zniszczyć, no ja nie mogę! Bez komentarza! 
   Wracając do reszty dzisiejszego dnia - jedynej pozytywnej jego części - była to szkoła. Wielkie zdziwienie i ekscytacja moim ubiorem, bez przesady. ;d Przez pierwsze trzy lekcje robiliśmy sobie palmy, w sumie w klasie było 10 osób (z czego dwie z grupy niezaawansowanej). Zrobiliśmy 15, oddaliśmy na koniec 21. Wszystko za większą część klasy. Przynajmniej ominęły nas artystyczne i polski. Dowiedzieliśmy się, że zostaliśmy zwolnieni z historii, wielka uciecha part 1. Na matematyce druga uciecha - dostałam 5. Dzięki mnie też Rafał 5-, będziesz mi wdzięczny do końca życia. ;3 Angielski jak to angielski, moje chrup chrup. Witanowa to debilka. I graliśmy sobie w wisielca. Większość odgadłam ja, aż się zdziwiłam. Lubię takie dni. Na niemieckim nudna lekcja oczywiście, masakra, myślałam że tam usnę. Budowanie dialogu jakoś mnie orzeźwiło, jest dobrze. Kochana pani Budzińska zwolniła nas z 7 lekcji, więc do domu mogliśmy sobie jechać po 6.
   Wróciłam, do tej pory było dobrze, ale ta mama... Nagle mi mówi, że pojedziemy do szpitala jutro, kiedy JA nie mogę, bo się umówiłam. No way, jadę do Natalii, mam w nosie jej zachcianki i to, że będę robić wszystko co ONA chce. Niech się chociaż raz do mnie dostosuje. Mogła ze mną teraz jechać, to oczywiście poszła spać. Olewka całkowita, typowa kobieta! Większość kwejków do niej pasuje. Po prostu nie mam sił już na nią. Jutro pewnie też prawie w ogóle lekcji nie będzie, bo nie ma pani od chemii, od matmy, i na dwóch wfach przecież nie ćwiczę. No chyba, że dowalą nam takie zastępstwa, że po prostu zrobią lekcje. 
   No to jutro jadę do Natalii. I nie obchodzi mnie co moja mama sobie o tym myśli, jadę i koniec! =D

I just called to say I love you
I just called to say how much I care
I just called to say I love you
And I mean it from the bottom of my heart... 
<3

środa, 20 marca 2013

Earl grey. (Kaly)

   No dobra, zabrałam się za pisanie kolejnej notki. Przebudziłam się dopiero (znaczy jak zaczęłam pisać była 20.10), a więc jestem w pełni sił, aby coś z siebie w końcu wykrzesać. Niezbyt mi się chce, bo dni też już nie te, zero jakichkolwiek akcji w szkole, w ogóle nudy. 
   Rano nawet nie myślałam, że jest 7. Wszyscy zebrali się na dole (oprócz Justyny, bo w pracy), Krzysiek smażył na patelni jakby obiad (w rzeczywistości śniadanie), i w dodatku tak jasno. Super było. ; D 
   Na wfach oczywiście nie ćwiczyłam, bo jeszcze nie mogę, i nie mam pojęcia czy będę ćwiczyć w piątek, bo ni huhu nie mam pojęcia co z tą ręką w końcu. Spróbuję dziś namówić moją mamuśkę do pojechania jutro do Krasickiego, zobaczymy czy z tego coś wyniknie. Będzie ten gips, czy nie? Tyle zaległości, i to jeszcze tuż przed egzaminami. Będzie mi musiało wystarczyć siedzenie na lekcjach i słuchanie gadania nauczycieli. W sumie to też jakieś wyjście, nie będę się "przemęczać" haha. Zdążyłam szybko odrobić polski, a miałam mieć przecież nieprzygotowanie. Kocham Ewkę, która nie wiedziała, że jestem z Łukaszem i zrobiła z siebie przy nas idiotkę, gadając o tym że powinniśmy być razem etc. <3 A my jej na to pozwoliliśmy, no cóż... x3 Dopiero Puśka rozwiała wszelkie wątpliwości. Nieważne. Tyle zmarnowanej pracy domowej, a mogłam ją odrobić! Oj Łukasz, Łukasz... Dziękuję za Kinder Bueno od Natalii, super "Sto lat" od Oli, czekoladę Disney'a od Witanowej. Kochane jesteście! <3
   Na fizyce poszłyśmy sobie na konkurs, prawdopodobnie ja, Witnowa, Pusia i Budzisia będziemy miały tyle  samo (lub prawie) punktów. Wzajemne pomaganie sobie, współpraca jest najważniejsza, nawet na konkursach! Nevermind, spędziliśmy tam całą lekcję,  z czego ze 20 minut na pisanie tego testu, a pani miała nas już dosyć. Na następnej lekcji sobie odpoczęła, bo zrobiliśmy prezentacje. Nasze GIFy zrobiły furorę, powtarzałyśmy je kilkaset razy, ale 6 w dzienniku są. :3 No i na niemieckim kartkówka, 3/4 zadania łatwizna, na tym z Akkusativem i Dativem, no way, nie nauczyłam się, ale mimo wszystko jest 4. Na 8 poszliśmy sobie do Kajetu, już wiem gdzie KUPIĆ drugą część od niemieckiego. Ale muszę się tam pofatygować zanim zlikwidują.
   Jutro męczący dzień w szkole, ale może być fajnie (O_O), mój jedyny dylemat dziś to jaką koszulę założyc do leginsów galaxy. ;c Obie pasują, dla niezdecydowanej kobiety to masakra jest normalnie! Wcinam sobie pikantnego kurczak burgera, mamusia mi sprezentowała. <3 mrrr. Ale będę gruba! 
   Łukasz, do jasnej ciemnej, kocham Cię.

Już mam dosyć. (Miriam)

     Mam już dosyć, czasem chcę po prostu zamknąć oczy i przestać istnieć, położyć się spać i nie budzić się. Trzeci dzień z rzędu wyję jak dzika świnia, jakby świat się walił, jakby wszystko miało się skończyć, jakby te dwa miesiące były ostatnimi w moim życiu. Oczy już pięką mnie od łez. Z każdym dniem jestem coraz bliżej matury i z każdym dniem czuję się gorzej, jestem psychicznie wykończona, rozbita jak szklanka, której nie da się już skleić. Mam ochotę zaszyć się gdzieś w kącie, w piwnicy, w jakimś cichym rogu i nie wychodzić przez te miesiące, chciałabym by całe to piekło mnie ominęło, ale wiem, że to nie możliwe. Wszystko czego pragnę to po prostu przestać się bać przyszłości, ale nie jestem w stanie znaleść sposobu, by tak się stało.
     Coraz bliżej matury i coraz gorzej się czuję z dnia na dzień, odliczam dni, żyję w stresie, w strachu, w rozpaczy. Moi rodzice zauważyli w jakim stanie chodzę po domu, że ciągle mam mokre oczy, ja po prostu nie potrafię zatrzymać łez, one lecą same, nie sądziłam, że matura może wywołać tak silny uraz psychiczny. Mama zaproponowała mi wizytę u psychiatry i przepisanie leków uspokajających, czy jest aż tak źle? Nie jestem w stanie zrobić prawie nic, ledwo wstaję z łóżka, ledwo się ubieram do tej szkoły, z trudem przełykam śniadanie, wypijam kawę, każdy krok do szkoły, do sklepu, gdziekolwiek i spowrotem jest taki ciężki, jakbym nosiła na karku wielki głaz, który tylko przybija mnie do podłogi, ugina mi kolana, każe leżeć. Dobrze, że mam rodziców, Ehaba i Kaly, którzy są przy mnie... Żyję dla nich i serce bym wyjęła i im dała za to, że są ze mną.

wtorek, 19 marca 2013

Niby lepiej, ale jednak nie. (Miriam)

     Dzisiejszy dzień zaczął się całkiem ciekawie, w szkole dostałam 5 z WOS-u za swoją pracę pisemną, którą pisałam sama bez żadnych pomocy, ha! Potem na geografii była lekcja o konfliktach na świecie i terroryźmie, coś co lubię i w czym siedzę, więc kiedy facetka zaproponowała zadanie na ocenę, polegające na tym, żeby na podstawie opisu rozpoznać konflikty na świecie, gdzie i między kim a kim, ledwo skończyła czytać a ja już podniosłam łapę, odpowiedziałam dobrze i dostałam piąteczkę, ani się nie spodziewałam! Potem na historii była kartkówka, usiadłam sobie na końcu w ostatniej ławce i wszystko zerżnęłam z zeszytu. Upiekło mi się, bo babka zwykle chodzi po klasie, lecz dzisiaj była zajęta przy dzienniku.
     Po powrocie do domu czar cudownego dnia prysł. Najpierw czekałam godzinę na Ehaba, który oczywiście był zajęty swoimi sprawami biznesowymi, a kiedy wszedł na facebooka, ja akurat musiałąm iść na korepetycje z matmy. Mama wróciła do domu w złym humorze i dodatkowo się wkurzyła bo pies narobił pod schodami i znów zasikał frędzle. Skoro mowa o psach, mam dwa, nowofundlanda i pinczera miniaturowego, Korę i Arissę. Kora to idiotka, raz mnie ugryzła w rękę, kiedy próbowałam ją zaciągnąć do kojca jak tata otwierał bramę, nie chcieliśmy, żeby uciekła, złapałam ją szybko za szyję, ale skapłam się, że zgubiła gdzieś oczywiście obrożę, więc złapałam ją za sierść, zabolało ją i mnie ugryzła w dłoń. Blizny mam do dziś a debilka ze mną od tej pory nigdy na spacer nie wyszła. Niech ma za swoje!
     Teraz właśnie skończyłam kolejny etap pisania prezentacji maturalnej z polskiego, muszę w miarę zaciągnąć oceny w szkole by jakoś to wyglądało na świadectwie. Właśnie skończyłam beczeć, rzucać zeszytami i trzepać się na fotelu. Czuję się bezsilna, okropnie boję się przyszłości, matury, studiów, gdzie mnie przyjmią, czy mnie w ogóle przyjmią gdziekolwiek... I ten straszny fakt, że będę musiała się wyprowadzić... W najgorszym okresie mojego życia zostałam zupełnie sama, nie ma z kim pogadać, nie ma się do kogo przytulić, wypłakać w ramię... Znowu nachodzi mnie ochota, by rzucić się na podłogę i walić pięściami. I co mi to da?

Butterfly fly away. (Kaly)

   Na moje usta cisną się teraz tylko jedne słowa: "Ładna zima tej wiosny." No bo poważnie, czy to są jakieś żarty? Za dwa dni w pełni zacznie się ta cudowna pora roku, a jednak zima pokrzyżowała jej plany. Mogłabym jej coś powiedzieć, ale nie wypada mi mówić takich brzydkich słów. Wiedzcie, że jestem absolutnie zdenerwowana. Dlatego też nie pojechałam dziś z Natalią na Poznańską. Opady śniegu znacząco mnie zniechęciły, i w dodatku moje lenistwo jest od pewnego czasu niepokonane.
   Fajnie tak robić pracę domową dla chłopaków z 3a, przynajmniej sama się czegoś nauczę, a powszechnie wiadomo że jestem bardzo pomocną osobą. xd Polski, angielski i moja matematyka, której w końcu nie odrobiłam, bo przecież mieliśmy dziś pracę na lekcji. Na historii prezentacja Dąbrawy i Majki. Nie chcę jej tu oceniać, bo nie powinnam. Jutro sami ocenicie moją i Witanowej. Będzie kilka niespodzianek w postaci... a, nie powiem. Poczekacie, zobaczycie. Na matematyce usłyszałam pytanie czemu nie zjawiłam się na dodatkowych. "Nie wiem". A po prostu mi się nie chciało. ;d Mieliśmy dziś wielkiego farta - po pierwsze ominęła nas kartkówka z fizyki, bo pan utknął gdzieś na trasie Brzeziny-Duchnów. A kuliśmy całą przerwę! A po drugie, ku naszej uciesze, nie musieliśmy mówić wiersza na religii, bo przyjechali reprezentanci Baczyńskiego. Euforia na przerwie, Pusi i Oli zaciesz the best. =D Na geografii, jak to na geografii wplatanie wszystkiego w nic; ja również współczuję 3a, bo nie mają lekcji. I trzecia dobra wiadomość dla mnie: nie było testów z chemii. Posiedzieliśmy sobie na wolnej więc wspólnie z Bąkową, Witanową i Siłuszkiem (+ przez kawałek z Olą), Bąkowa to down, zresztą Siłuch też! Ja nie wiedziałam, że można być aż tak... rąbniętym! Wszyscy mi ryją banię, Jezu, jaka ja jestem bieeedna. :c Po rozmowie z Mateuszem, który lata po moich notkach doszukując się jego imienia (mistrz! <3) ucieszyłam się jeszcze bardziej. Dowiedziałam się, że mam stałego czytelnika, którego interesuje to, co razem z Apo piszemy na blogu. Ach, przybywa nam fanów, kochana! 
   Niestety nauka mnie nie ominie, więc kiedyś trzeba ją w końcu zacząć. Jutro prezentacja z biologii, konkurs z biologii (ominie mnie kartkówka z fizyki. :3), do tego kartkówka z niemieckiego i trzeba jeszcze zrobić kartę pracy z polskiego. Oj, podejrzewam że zrobię ją dopiero na jutrzejszym wfie. W ogóle zapomniałam o tej głupiej palmie, nie wiem skąd mam wytrzasnąć to wszystko na zrobienie jej. Lubię te głupie rozmowy z Kamilą na temat związków (bo się dowiedziała po 4 dniach), mam siostrę wariatkę, która nie wie że co nieco wiem o życiu. Dostałam zaproszenie na osiemnastkę, ale zrezygnowana kliknęłam "Może", bo nie mam pojęcia czy się pojawię. Kilka czynników na to wpływa, i to bardzo ważnych. ;x I pewnie w czwartek znowu nie pojadę do Warszawy, bo oczywiście nie wiem kiedy w końcu jadę do tego szpitala... Chciałabym mieć to już za sobą. I żeby ból minął...
   Na koniec kilka słów skierowanych do Apo, którą dziś ubiegłam w napisaniu notki: Habibty, nie martw się, na pewno jest ktoś, kto może Ci pomóc, nie możesz od razu stawiać wszystkiego na porażkę, bo ani nie jesteś postacią tragiczną, ani nie krąży nad Tobą złowrogie fatum. Powiedziałam Ci już to, i mówię kolejny raz: Postaw wszystko na jedną szalę, wygranej mianowicie, masz się wziąć w garść i postawić na nogi! Jesteś silna, tylko o tym nie wiesz. ; )

Ja wypadam.

poniedziałek, 18 marca 2013

Masakra, choć nie do końca. (Kaly)

   Już kolejna osoba mówi mi, żebym w końcu dodała wpis. No ludzie ogarnijcie się, nie jestem przecież maszyną. Ale miło mi, że interesuje Was moje życie, really. Kochani jesteście. O, jak widzę nie tylko ja miałam dziś zły dzień. Mojej współwłaścicielce bloga chyba (a raczej na pewno...) też nie powodziło się dzisiaj dobrze. Współczuję Ci, kochanie, mimo że ja tak nigdy nie miałam. Na mnie się żaden nauczyciel jeszcze nigdy nie uwziął, ale być może jestem po prostu zbyt młoda. Fakt, grzeczna gimnazjalistka z 3 klasy, i jak tu się na mnie uwziąć za cokolwiek? xd Poczekam aż się zmienię, będąc w Technikum stanie się to na pewno. W szkole ponadgimnazjalnej zmienia się 3/4 ludzi, boję się moich przekształceń. Będę gorsza? Możliwe. 
   Nie lubię nie widzieć się z moją mordą trzecią dobę, to jedna z wad dzisiejszego dnia. Tak jest, nie wstydzę się przyznać, że się za nim stęskniłam. No i co ja poradzę? Każdy z nas zna to uczucie. Ech, na matematyce oczywiście nic innego jak nudy, Arturkowi się poszczęściło, bo dostał takie łatwe zadanie. Trochę złych słów ode mnie i Rafała poleciało. ;3 Oj tam, oj tam, należy mu się! Farciarz. Kto jedzie na Niewidzialną Wystawę, jak w ogóle wypali ta wycieczka? Przynajmniej pół klasy się już u nas zmobilizowało, eeej, może byc fajnie. Chociaż nie ufam niczemu i nikomu, więc boję się tak na godzinę być "niewidomą". 5 z angielskiego za kartkóweczkę, hehehe, lubię. W ogóle palmy do czwartku trzeba robić, już ja widzę moją robotę. Mama jak zwykle ulituje się nad moją nędzą i zrobi za/dla mnie, kocham ją w takich chwilach najmocniej. EDB i tak wymiata spośród wszystkich przedmiotów w szkole ever. Ale powiem Wam, że na informatyce zachowuje się zupełnie inaczej niż na normalnych lekcjach. Da się go przeżyć, serio. Zna się na rzeczy, pomaga, porozmawiać też się z nim da. I jak się super ucieszył, jak dowiedział się, że idziemy na informatykę z Mateuszem. Szkoda, że musi być takim idiotą na Edukacji Dla Bezpieczeństwa, nierozumiejącym nic a nic z tego co się do niego mówi, KRZYCZY. Powiedział, że Zajączek to bardzo dobra szkoła, dobry wybór, to dobrze, takiej opinii właśnie szukałam! I pierwszy raz mogłam się pochwalić moją wiedzą z zakresu html'u. x3
   Szykujemy się na sesyjkę galaxy? Nie. Natalia się szykuje, ja mam wywalone na to. Sama sobie zrobi, bo mi się nawet nie chce. Oj no kocham Cię, ale męczysz mnie z tymi sesjami, serio. Ale postaram się do Ciebie przyjechać w piątek, jeśli humor mamie dopisze. Czekam na wizytę u lekarza, która odbędzie się prawdopodobnie w sobotę. W środę brak wfu ponownie, ale w piątek już ćwiczę. Powrót do przeszłości, uwielbiam siatkóweczkę. I fitnessik się szykuje w tym tygodniu przecież. Nie mogę się doczekać.
   Tymczasem kończę, bo dokończę mix na youtube i zaraz idę powtórzyć sobie wiersz i fizykę i w ogóle wszystko. Dziwnej sytuacji z dzisiejszego dnia nie będę tu opisywać, bo znowu się ktoś zdenerwuje. No, bywajcie.

Co za dzień. (Miriam)

     Co za dzień. Poprzedniego tygodnia nie było mnie w szkole bo wylądowałam w szpitalu z zatruciem pokarmowym, umierałam z bólu, teraz już do siebie doszłam, dziś poniedziałek, tydzień ledwo się zaczął a ja już mam dosyć. Nie ma to jak wejść rano do szkoły i pierwsze co to dowiedzieć się, że pod Twoją nieobecność nauczycielka od Polskiego Cię zgnoiła przy całej klasie. Tak, walnęła nam kartkówkę z epok, które do matury jakoś się nie przydadzą, cała klasa dostała jedynki, było tylko parę dwójek. Na kartkówce w jednym pytaniu trzeba było opisać pierwowzór Sarmaty, za nic nie pamiętałam kto to był, więc napisałam na marginesie malutkimi literkami, sama dla siebie, z nudów, że nie wiem kto to i dałam smutną buźkę. Idiotka pokazała mój test całej klasie i wyśmiała mnie, że jeśli tak napiszę na maturze to uznają to za znieważenie Egzaminu Państwowego. Fajnie, że ona porównuje kartkówkę do matury. Zawsze to ja byłam jej ofiarą, zawsze. Szczerze, nie wiem co jej się we mnie nie podoba, czy ja mam na głowie rogi? Może pryszcze? Wampirze zęby? Może jestem trędowata? Zresztą, w klasie zawsze trzymam się na uboczu, jestem samotna, z własnego wyboru, po prostu szczerze nie znoszę swojej klasy. Każdy jest chytry i egoistyczny, patrzy tylko na siebie. Ja ogólnie jestem osobą samotną, mam tylko dwóch ukochanych, prawdziwych przyjaciół, Kaly i mojego Ehaba, ukochanego Egipcjanina. Wszyscy inni okazali się fałszywi, nawet Ci, którym na prawdę ufałam. Nie mam szczęścia do ludzi, zawsze trafiają mi się takie osoby, które w końcu wykorzystają mnie i zostawią na lodzie, więc mam swoje dwie perełki i choć na odległość, póki co, kocham nad życie. <3

niedziela, 17 marca 2013

Shopping. (Kaly)

   Tak, jest, jak wspomniała moja poprzedniczka - dziś niedziela. U mnie nie zaczęła się zbyt przyjemnie. Spytacie czemu? Co będę owijać w bawełnę, okres mi się zaczął. Wiedziałam, że tak będzie, już wczoraj czułam okropne bóle brzucha. Nie mam pojęcia dlaczego Bóg to wymyślił, ale na pewno nie chciał dla nas - kobiet - dobrze. Zwlokłam się z łóżka dopiero około 9, od razu zmierzając po schodach ku kuchni, skąd słyszałam głosy wszystkich domowników. Pierwsze co usłyszałam pod moim adresem, to oczywiście "O, wstała śpiąca królewna..." oraz "Przyszła czarownica". Miłą mam rodzinkę. 
   Spytałam mamy jak było na imprezie u sąsiada z okazji urodzin, nie opowiadała dużo, bo pewnie połowy nie pamiętała. O dziwo nie wypowiadała się na temat co tam jadła i piła, jak to miała w zwyczaju. Przyszła dość późno, jak już spałam, co było drugą dziwną rzeczą, bo zazwyczaj wracała nim chodziłam spać. Śmiała się z wyboru szkół niektórych osób, o mnie też była mowa, ale nie dociekałam. Wybrałam dobrze i wiem to. 
   Dowiedziałam się, że przymusem miałam jechać do Warszawy, dokładnie na Marywilską, gdzie miałam kupić sobie kurtkę. Od razu mnie wkurzyli, a wiadomo, że w tym stanie można mnie rozzłościć szybciej niż kiedykolwiek. Na Marywilskiej nie spodobałaby mi się żadna kurtka, i to było pewne, ale mama zagroziła mi odebraniem wi-fi, a taki szantaż zawsze na mnie działa. Doprowadziłam się do jakiegoś ładu, uczesałam denerwujące mnie (jak wszystko) włosy i wyszłam na świeże powietrze. Szczerze mówiąc - od razu rozjaśniło mi umysł i poczułam się o wiele lepiej. Od kilku dni na niebie majaczy słońce, co mnie bardzo cieszy, bo wiem że nadchodzi wiosna, a co za tym idzie lepsze samopoczucie, więcej spacerów i zdjęć w plenerze. Nie tylko mnie to cieszy, wszyscy kochają wiosnę. Wszyscy oprócz alergików.
   Od razu zbrzydło mi chodzenie, gdy tylko postawiłam tam swoją stopę. Wiedziałam, że to się źle skończy, a jednak... pomyliłam się. Było lepiej niż kiedykolwiek. Może dlatego, że nie było taty? Zawsze wybrzydzaliśmy razem, że chcemy wracać, że kupimy co mamy kupić i wracamy, że nie lubimy tego robić. A teraz, o dziwo, nie robiłam tego. Naszą największą marudą był dziś Krzysztof, który pogubił się tam od razu, a zaraz po nim Lena, która od czasu do czasu łkała sobie raz cicho, raz potwornie głośno, dając nam o sobie znać. Rozdzieliliśmy się z mamą, co wyszło mi na dobre, bo chodząc z nią było mniejsze prawdopodobieństwo, że coś sobie kupię. A jednak załatwiła mi 2x leginsy galaxy, za co ją bardzo bardzo kocham. Pierwszy raz podobały mi się zakupy, bo pierwszy raz obkupiłam się bardziej niż moja własna matka. Dziwne! Wszystko na wiosnę, Klaudia Elegancik. Zobaczycie, że nie poznacie mnie w tej odsłonie (do tych, którzy spędzają ze mną święta Wielkanocne)! Wróciłam uszczęśliwiona, ale niestety - kurtki nadal brak. Jestem jasnowidzem, mówiłam im, że jej nie kupię. A tyle było ładnych (ale drogich!) płaszczyków.
   Nauczyłam się dwóch zwrotek wiersza na religię, miałam jechać do kościoła, lecz się rozmyśliłam. Jestem strasznie niezdecydowana, ale to moja ostateczna decyzja. Muszę się uczyć, uczyć, uczyć. Ale jak na razie odciąga mnie od tego facebook i fora, a w dodatku rozmowy z Nadalją i Łukaszem. Wczoraj dzięki pewnej osobie dowiedziałam się kto tak naprawdę zawinił. Ja jestem ciekawa jej przyszłości, naprawdę...

Ponura niedziela. (Miriam)

     Dziś niedziela. Myśl o tym, że jutro znowu muszę iść do szkoły i patrzeć na te wszystkie okropne twarze mnie przeraża. Dziś oczywiście wstałam po 6:00 i jak zeszłam na dół, okazało się, że mama też już nie śpi, szkoda, bo chciałam trochę porozmyślać. Zjadłam oczywiście swoje ulubione musli z serkiem homogenizowanym ale kawa Inka się skończyła. Smutne. Na ogół odżywiam się zdrowo, wcześniej po prostu się odchudzałam ale jak zgubiłam swoje zbędne 30 kg (tak, tak, dokładnie tyle), postanowiłąm uniknąć efektu Jo-Jo i kontynuować swoją zdrową dietę, oczywiście zwiększając porcje, by nie spaść już z wagii.
     Każdy dzień jest taki sam, zaczyna się od musli, potem trzeba pamiętać, by wziąć antykoncepcję hormonalną, by wyregulować miesiączki, póki co w ogóle ich nie mam a badania wykazały, że nie wiadomo jaka jest przyczyna ale mogę mieć jakieś... Przedwczesne wygadanie czynności jajników? Kiedyś mama, która jest położną, tłumaczyła mi na czym to polega i szczerze mówiąc, rozpłąkałąm się jak wieprz. Akurat posiadanie w przyszłości dzieci jest moim największym marzeniem. I co teraz? Nic. Biorę leki i łudzę się, że któregoś dnia dostanę normalny, obfity okres. I oczywiście pamiętać, by nie wyjść z domu bez aparatu słuchowego, bo ubytek słuchu jednak mam duży, co się niedawno okazało. Jak widzicie, wrak człowieka, poniekąd. Na ubrania i odsłanianie ciałą też trzeba uważać, jak się ma łuszczycę. Taką chorobę skóry, ale nie googlujcie tego, bo w moim przypadku nie wygląda to aż tak obleśnie. Praktycznie na ciele mam tylko kilka miejsc, ale wolę się zakryć niż słyszeć coś w stylu, że mam łupież, albo blizny po rzekomym kolczyku w pępku albo coś jeszcze.
     Dziś chyba niedziela palmowa czy coś, bo mama nakazała mnie i siostrze iść do kościoła i kupić palemkę. Tu pojawia się problem, bo jestem muzułmanką. Oczywiśnie nie od urodzenia, moja rodzina wyznaje katolicyzm, ale ja jestem konwertytą. Moi rodzice do tej pory nie dowiedzieli się, po prostu za bardzo się boję ich reakcji. Są głęboko wierzący.
     Znowu przyszły te smutne dni, kiedy myśli przybijają mnie do ziemi jak głaz, czuję się taka ciężka, ciągle zmęczona. Mam już 18 lat, jestem w klasie maturalnej. Jestem w najgorszym okresie swojego życia, boję się. Tak bardzo się boję przyszłości. Matury, studiów, wyprowadzki. Wiem, że po wakacjach będę musiała szukać mieszkania z dala od domu i tam zamieszkać, żeby mieć blisko na uczelnię. Wiem, że poradzę sobie bez rodziny, umiem gotować, nawet całkiem dobrze, umiem sprzątać, ale ja po prostu mam trudności żeby przywyknąć do nowych miejsc i sytuacji. Tutaj w domu moja rodzina daje mi wszystko, ciepło, miłość, wsparcie, jak jestem chora, dostaję leki, jak mam problemy, dostaję porady i wskazówki. Tego już niedługo nie będzie. Będę sama, forever alone po prostu. Rodziców będę odwiedzała tylko co jakiś czas, a potem po studiach? Jak planuję mieszkać za granicą? Nie wiem, ale wiem jedno, czasami po prostu chciałabym umrzeć. Wiem co sobie myślicie! Że gadam głupoty a ludzie mają gorzej. Ale to, że ktoś ma gorsze problemy, nie znaczy że moje są nieważne i mam się nimi nie przejmować. Mnie to naprawdę dobija.

sobota, 16 marca 2013

Witamy.

Witamy, jest nas dwie, mamy na imię Miriam i Klaudia, na blogu będziemy się podpisywać jako Miriam i Kaly. Kaly mieszka w Duchnowie, wsi położonej niedaleko stolicy, Miriam mieszka natomiast na Śląsku, w Zawierciu. Kaly ma 16 lat, po wakacjach zaczyna naukę w Technikum, Miriam ma lat 18 i po wakacjach też będzie kontynuować swą edukację lecz na Uniwersytecie. Więcej o nas dowiecie się w kolejnych postach.
Blog nosi nazwę 'Far away but also close enough' dlatego, że jesteśmy dwiema przyjaciółkami na odległość i odliczamy cierpliwie czas do dnia, kiedy będzie nam dane w końcu się spotkać.