piątek, 29 marca 2013

Dobry dzień. (Kaly)

   Gdyby nie moje zdenerwowanie rano wywołane pewnymi osobami to byłoby wręcz idealnie! Wstałam rano z myślą, że tata już jest. Dowiedziałam się, że kilka godzin wcześniej był dopiero koło Wrocławia, bo śnieżyce są takie, że nie da się przejechać. Ale fakt faktem, od rana pada u nas niemiłosiernie, pewnie jak w całej Polsce, i nikomu się to nie podoba. Przynajmniej siedzenie w domu wymęczyło mnie na tyle, aby móc w końcu posprzątać do końca pokój i jeszcze "przelecieć" Kamili. 
   Po południu wybrałam się z Justyną i Sophie do mamy, do ich sklepu. Wszyscy ucieszeni widokiem skundlonego yorka, który kręcił się w tą i z powrotem, po jednej dróżce i szczekał na wszystko co się ruszało. Później odwiedziłyśmy weterynarza, u którego już kiedyś na strzyżeniu z Sofką byłyśmy. Posłuchałam sobie trochę ploteczek, Sophie wyszła stamtąd w nowym wydaniu.

          Wet: Na lewka czy sznaucerka?
          Ja: Ostatnio było na sznaucerka.
          Mama: To teraz na lewka.

   Hahaha, jak teraz sobie to przypomnę to aż mi się na skojarzenia zbiera. Ostatecznie jest lewek, i jest o wiele lepiej. Ale taka kruszyna teraz z niej, a ja nie mam co przytulać. Pocieszna jest, nastrzelam jej jutro kilka foci jak nie będzie wariować. ;3
   No, tata wrócił. Właśnie zajadam się niemieckimi paluszkami, które przywiózł. Pyszne są! Dobra, nienawidzę świąt. To całe spotkanie, chociaż i tak nikt do nas nie przyjeżdża, i te całe cało-rodzinne spotkania... Masakra! Znowu zajmowanie miejsca przy stole i nie wychodzenie stamtąd przez kilka godzin, haha. To jest najlepsze z tego wszystkiego - takie ściskanie się przy stole ogranicza ruchy, ale na pewno w niczym nie przeszkadza! 
   Wypełniam sobie czas, pisząc na forach PBF, i na facebooku z Arturem. A co mi tam, fajnie jest. Lubię. Natalia dzwoniła dziś do mnie z myślą, że pojadę z nią do kościoła na adorację. Hahaha, Boże, uśmiałam się po rozłączeniu z nią i odłożeniu telefonu. W taką pogodę tego mi trzeba!

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz